środa, 16 lutego 2011

W ceniu Champions League

Argentyńska gracja

Początek fazy pucharowej Ligi Europy i Champions League zbiegł się w czasie z meczami drugiej fazy Copa Libertadores. O istotności tych rozgrywek dla południowoamerykańskich sympatyków piłki nożnej nie trzeba wspominać. Wystarczy poczytać o kulisach zakończenia kariery przez Luiza Nazario de Limę i bodźcach, które popchnęły Roberto Carlosa do Dagestanu.

Do rozpoczętych wcześniej zmagań grupy 3. i 7. dołożyły swoje trzy grosze drużyny z grupy 4. A konkretnie Velez Sarsfield i Caracas. Podobnie jak w meczu pierwszej kolejki argentyńskiej Clausury prym na murawie wiódł Maxi Moralez (na zdjęciu obok), ofensywny pomocnik, który w wieku 24 lat ma na koncie już całkiem spore osiągnięcia. Wychowanek Racingu de Avellaneda swego czasu trafił do ligi rosyjskiej, gdzie próbował szczęścia w barwach FK Moskwa. Piłkarz ze złotej drużyny U-20, w której razem z Aguero, Banegą i Di Marią triumfował m.in. nad młodzieżową reprezentacją Polski. Zdobył w kanadyjskim mini mundialu cztery bramki, wpisując się na listę strzelców w jednym spotkaniu grupowym oraz ćwierćfinale i półfinale.

Maxi Moralez był obok Davida Mago Ramireza najjaśniejszą postacią starcia Velez i Caracas. Trudno ocenić jak wyglądałby mecz, gdyby już w pierwszym kwadransie nie wyleciał z boiska Louis Angelo Pena. Były piłkarz Bragi (trafił do Caracas w styczniu tego roku, ostatnie sześć miesięcy spędził na wypożyczeniu w Portimonense) został odesłany do szatni za uderzenie Moraleza w twarz. Osłabienie wenezuelskiej drużyny pozbawiło ją jakichkolwiek atutów. Piękne bramki Moraleza i Ramireza i rzut karny Juana Martineza złożyły się na końcowe 3:0. Jedynym jasnym punktem Caracas był obdarzony ponadprzeciętną szybkością Alexander Gonzalez.

Meksykańska energia

Drugi mecz w grupie 3 (pierwszy pomiędzy Fluminense a Argentinos Juniors zakończył się wynikiem 1:1) rozgrywały Club America i Nacional Montevideo. Urugwajczycy byli fatalnie dysponowani w defensywie. Na nic zdał się Alejandro Lembo. Ba, właściwie to on był najsłabszym punktem obrony Nacionalu. Po jego błędzie padła pierwsza bramka strzelona przez znanego z Schalke 04 Vicente Sancheza. America utrzymywała prowadzenie grając twardo i pewnie w obronie, raz po raz wyprowadzając szybkie ataki. Najlepsza okazja dla gości zakończyła się pokazem niebywałego refleksu Guillermo Ochoi. Meksykanin czubkiem buta odbił groźne uderzenie Richarda Porty.

Druga część gry to koncert kiksów w ofensywie. Obrona gości dalej była dziurawa, więc gracze Ameriki mieli kilka naprawdę wybornych sytuacji na podwyższenie wyniku. Najpierw na 2:0 trafił Matias Vuoso (zdjęcie obok). Później z kilku metrów fatalnie pomylił się 21-letni Antonio Lopez, a chwilę po nim w słupek w prostej sytuacji trafił Vuoso.

Nadzieję na lepszy wynik dało Nacionalowi wprowadzenie Bruno Fornarolego. Były zawodnik Sampdorii i Recreativo Huelva, dał urugwajskiej drużynie nieco więcej pewności na połowie przeciwnika. Osamotniony w swoich staraniach nie miał szans odwrócić losów meczu. Nacional następne spotkanie zagra za tydzień z Fluminense. Będzie szansa na rewanż i awans w tabeli grupy 3. Jak na razie liderami zostali piłkarze Velez, którzy zatarli nieco uczucie niedosytu po remisie w pierwszej kolejce Clausury.

2 komentarze:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. Wygrana z Caracas to jak na razie jedyne punkty Velezu w tegorocznym Copa Libertadores. Spadli na ostatnie miejsce w grupie i zobaczymy czy z niej wyjdą...

    OdpowiedzUsuń