sobota, 22 września 2012

Polska – Belgia AD 2012

Jan Vertonghen (fot. Goal.com)
Ebi, Ebi, Ebi! Takie okrzyki wznosił w trakcie zwycięskich dla Polski eliminacji ME 2008 Dariusz Szpakowski. Polska wygrała wtedy dość trudną i wyrównaną grupę, dystansując faworyzowaną Portugalię m.in. dzięki strzałowi rozpaczy Jacka Krzynówka w końcówce wyjazdowego starcia. Nie odbierając zasług orłom Beenhakkera zastanówmy się, co by było, gdyby odgórnie zdecydowano o poświęceniu tych eliminacji i budowaniu drużyny na lata? Nowej, opartej na młodych, perspektywicznych zawodnikach, którzy mogliby reprezentować nasz kraj przez lata. 

Pośrednio możemy znaleźć odpowiedź patrząc na wyczyny reprezentacji Belgii. Czerwone Diabły rywalizowały o miejsce w czempionacie Starego Kontynentu razem z Polską i odpuściły sobie rywalizację przeprowadzając rewolucję w kadrze. Do drużyny narodowej trafił młodzieżowy zaciąg, który miał nikłe szanse w starciu z grupowymi rywalami. Belgowie nie zrobili furory wynikami, ale postawienie na piłkarzy na dorobku poskutkowało. Pierwszy mecz eliminacji do mistrzostw świata w 2014 roku Belgowie rozpoczęli z sześcioma piłkarzami (Vincent Kompany, Jan Vertonghen, Guillaume Gillet, Marouane Fellaini, Kevin Mirallas i Moussa Dembélé), którzy znajdowali się w pierwszym składzie we wspominanym wyżej przegranym meczu z Polską. Na ławce rezerwowych było dwóch kolejnych (Steven Defour i Daniel van Buyten). Ośmiu piłkarzy utrzymało się w kadrze narodowej przez 5 lat. To spory sukces w porę narzuconej polityki kadrowej. Przyszedł czas, by zebrać jej żniwo.

Dries Mertens – „nowa”  twarz w reprezentacji (fot. voetbalbelgie.be)
Trudno było wymagać od Polaków radykalnych zmian, bo w momencie, kiedy 17 października 2007 roku otrzymaliśmy tytuł współgospodarza najważniejszej imprezy piłkarskiej na kontynencie, mieliśmy za sobą 5 zwycięstw, 1 remis i 1 porażkę w eliminacjach i wyraźnie wznoszącą formę. Można było zacząć zmieniać zaraz po nieudanym Euro, gdzie nasi wyróżnili się tylko jeśli chodzi o rywalizację kibiców. Zdecydowanych posunięć brakowało, a w tym samym czasie Belgowie konsekwentnie ogrywali bardzo młody ale jednocześnie ogromnie utalentowany zespół. Odejście Franciszka Smudy być może było kolejnym dobrym momentem, żeby zmienić kurs. Nieoczekiwanie, przy pełnej aprobacie  „autorytetów”, gra w 99% ta sama reprezentacja. Ta drużyna jest pozbawiona kręgosłupa, którym jest dalekobieżne planowanie. Jak zawsze jesteśmy nastawieni na wynik   „tu i teraz”. Zamiast zmian na lepsze przygotowujmy się raczej na zajeżdżanie kilku całkiem niezłych koni z naszej stajni. 

Rewolucja w Serbii?

Siniša Mihajlović, nowy selekcjoner reprezentacji Serbii,  miał podobny problem, jak Jerzy Engel przed startem eliminacji do mistrzostw świata w Korei Południowej i Japonii. Jego drużyna grała przyzwoicie w defensywie, ale długo miała problem ze zdobywaniem bramek. W mediach pojawiały się głosy, że do kadry powinni wrócić będący w ostatnich miesiącach w niełasce Nikola Žigić, Milan Jovanović i Miloš Krasić. Mihajlović zdaje się jednak podążać drogą, zbliżoną do tej belgijskiej sprzed lat. Nie panikuje, nie nakłada dodatkowej presji na zawodników, raczej stara się bronić swoich wybrańców przed dziennikarzami. Do jego drużyny trafili młodzi zdolni, jak Filip Đuričić z SC Heerenveen czy Dušan Tadić z FC Twente. Do kadry przebojem awansowali Srđan Mijajlović i Darko Lazović, ważną rolę ma też grać piłkarz Werderu, Aleksandar Ignjovski. Jakie są dotychczasowe efekty? Po pierwszym meczu, który ułożył się wyjątkowo po myśli krytyków systemu obranego przez byłego piłkarza SS Lazio, bezbramkowym remisie ze Szkocją, Serbia rozstrzelała Walię. Styl gry, jaki prezentowali podopieczni Mihajlovicia musiał się podobać. Po pierwszym kwadransie starcia na stadionie Karađorđe w Nowym Sadzie, zastanawiałem się, czy z czasem Walijczycy nie przejmą inicjatywy. Morderczy wręcz wysoki pressing gospodarzy musiał zakończyć się opadnięciem Serbów z sił. Jednak piłkarze z Bałkanów nie odpuścili rywalom do ostatniego gwizdka. Prezentowali ogromną wolę walki do końca meczu. Widać, że Mihajlović ma szatnię w garści, że piłkarze grają dla niego z przyjemnością. Dobrze, że trener nie dmucha sztucznie balonika z presją, bo mimo efektownego występu, wydaje się, że faworytami do awansu z grupy A są Belgowie i Chorwaci.

Filip Đuričić ma szansę na wielką karierę (fot. Blic.rs)
Chorwacja czy Belgia?

W bezpośrednim starciu tych wyżej wymienionych padł remis. Gospodarze, piłkarze Marca Wilmotsa, w swoim stylu prowadzili grę, a goście raczej skupiali się na obronie, raz po raz wyprowadzając kontrataki. Nieoczekiwanie prowadzenie objęli piłkarze z Półwyspu Bałkańskiego. Bramkę zdobył znany z Borussii Dortmund Ivan Perišić. Wyrównał tuż przed przerwą Guillaume Gillet, kolega Marcina Wasilewskiego z Anderlechtu. Co ciekawe, podobnie jak Wasyl, Gillet nie gra w reprezentacji na swojej nominalnej pozycji. Wasyl z prawej obrony wędruje w kadrze na środek defensywy, Gillet gra właśnie na prawej obronie, a nie jak w klubie na boku pomocy. 

Belgowie mają nad Chorwatami przewagę, bo posiadają szerszą kadrę. Wprawdzie nie mają piłkarzy, którzy wiedzą jak smakuje medal mistrzostw Europy, ale forowana przez Wilmotsa generacja, która nie grała jeszcze na wielkiej imprezie na pewno nadrabia głodem zwycięstw. Czerwone Diabły mają swoich reprezentantów m.in. w Arsenalu (Thomas Vermaelen), Chelsea (Eden Hazard), Tottenhamie (Jan Vertonghen i Moussa Dembélé). Kolejne młode talenty jak chociażby Romelu Lukaku również nie są na przegranej pozycji w walce o grę. Starcia w grupie A zapowiadają się bardzo ciekawie. I mam spory dylemat komu kibicować...

czwartek, 6 września 2012

Wieczny zdrajca, wieczny bohater!

Prosinečki jako zawodnik Crvenej Zvezdy
(zdj. Politika.rs)
20 sierpnia tego roku Robert Prosinečki zrezygnował z pełnienia funkcji trenera najbardziej utytułowanego klubu piłkarskiego w Serbii, Crvenej Zvezdy. Udało mi się obejrzeć na żywo ostatni mecz, w którym prowadził do boju Cyganów, derby stolicy przeciwko FK Rad. O tym będzie w kolejnym tekście, który ukaże się, być może jeszcze dzisiaj. Na początek archiwalny tekst o blond księciu bałkańskiej piłki, który pierwotnie ukazał się na portalu internetowym iGol.pl 5 września 2011 roku.

Wieczny zdrajca, wieczny bohater

Grał w siedmiu państwach, występował w mistrzostwach świata w dwóch reprezentacjach narodowych, biegał po boisku w koszulce Realu Madryt i Barcelony. Dziś jest namaszczany na następcę Pepa Guardioli, choć w trenerskim fachu jeszcze nic nie osiągnął.

Zdrada po raz pierwszy

Robert Prosinečki, bo o nim mowa, od kontrowersji rozpoczął swoją piłkarską karierę. Czas, jaki upłynął od pamiętnych wydarzeń z 1987 roku, sprawił, że ta zmiana klubu, której wówczas dokonał, obrosła w legendę. 22-letni piłkarz miał za sobą debiut w Dinamie Zagrzeb, ale mimo że był uznawany za wielki talent jugosłowiańskiej piłki, nie miał szans na regularną grę. Dlaczego? Przeważała opinia, że uprzedzony do charyzmatycznego środkowego pomocnika był trener Dinama, Miroslav Blažević. „Ćiro” miał odrzucić Prosinečkiego świadomie. Na szczęście dla bałkańskiej piłki, Prosinečki senior szybko zabrał syna z Zagrzebia. Ruch rodzica był zrozumiały, destynacja, w jaką udał się z dzieckiem, już mniej. Prosinečki, trafiając do Crvenej Zvezdy, zasilił obóz jednego z największych rywali Dinama. Jako Chorwat trafił do drużyny będącej symbolem serbskości, co jest interesujące szczególnie wówczas, kiedy wgłębi się w wypowiedzi Prosinečkiego na tematy narodowe.

Chorwat, Serb, Jugosłowianin?

W świadomości polskich kibiców Robert Prosinečki funkcjonuje jako jeden z liderów reprezentacji Chorwacji, która w 1998 roku wywalczyła trzecie miejsce na mistrzostwach świata. Zanim Robert zapisał się złotymi zgłoskami w historii Chorwacji, został symbolem Jugosławii ze szczególnym naciskiem na jej serbską część.

Prosinečki wywodzi się z mieszanej chorwacko-serbskiej rodziny bałkańskich gastarbeiterów. Urodził się w zachodnich Niemczech i tam stawiał pierwsze kroki jako piłkarz. Być może jego pochodzenie spowodowało, że Prosinečki zachowywał dużo więcej dystansu do kwestii politycznych, niezwykle istotnych na przełomie lat 80. i 90. Obcy był mu nadęty patriotyzm jego bałkańskich kolegów. Co najciekawsze, istnieją wypowiedzi Prosinečkiego, w których określa siebie Serbem. Trudno dziś odgadnąć, na ile słowa zostały włożone w usta piłkarza, na ile były nadinterpretacją tłumaczy, a na ile odnosiły się po prostu do identyfikacji z państwem jugosłowiańskim, w którym przodował naród serbski. Serbką była przecież matka piłkarza.

Zdrada po raz drugi

Kiedy rozpadała się Jugosławia, Prosinečki miał do wyboru występy w „nowej” Jugosławii bądź dołączenie do reprezentacji Chorwacji, nieobjętej sankcjami. Środkowy pomocnik miał już na koncie mistrzostwo świata U-20 z 1987 roku, złotego buta z tego samego turnieju, Puchar Europy wywalczony z Crveną Zvezdą w 1991 roku. Prosinečki miał sporo do zawdzięczenia serbskiemu środowisku piłkarskiemu, w którym był bezgranicznie wielbiony. Wybrał jednak grę w ojczyźnie ojca. Tylko piłkarzowi o jego talencie taka niewybaczalna zdrada, dokonana w warunkach podżeganej przez propagandę obu stron nienawiści, mogła ujść na sucho. Sam piłkarz dzięki takiemu wyborowi w przyszłości mógł przejść do historii jako jedyny, który na mistrzostwach świata zdobył bramkę w barwach dwóch różnych reprezentacji.

W chorwackiej kadrze Prosinečki ponownie zetknął się z osobą, która mogła w 1987 roku zniweczyć jego piłkarską karierę. Miroslav Blažević był od 1994 roku szkoleniowcem reprezentacji Chorwacji. Tym razem współpraca przebiegała harmonijnie. „Ćiro” posypał głowę popiołem i uczynił z Prosinečkiego naturalnego lidera drużyny. Ten odwdzięczał mu się świetną grą. W 1996 roku na przeszkodzie jeszcze stanęli Niemcy eliminujący „Vatrenich” z angielskiego Euro w ćwierćfinale. Dwa lata później Chorwaci srogo się zrewanżowali, a bramka Prosinečkiego w meczu o trzecie miejsce przeciwko Holandii dała piłkarzom Blaževicia upragniony medal.

Zdrada po raz trzeci

Prosinečki po wielkich sukcesach z Crveną Zvezdą trafił jako jeden z najlepszych piłkarzy świata do Realu Madryt. Trzy lata spędzone w stolicy Hiszpanii nie były dla niego wymarzone. Zdobył co prawda Puchar Króla i Superpuchar Hiszpanii, ale nie zawsze mógł być pewien miejsca w podstawowej jedenastce „Królewskich”. Blondwłosy Chorwat na tarczy opuścił Santiago Bernabéu, zasilając Real Oviedo. Po roku zamienił Asturię na Andaluzję, by w 1996 roku podpisać kontrakt z Barceloną. Tym samym Chorwat został piątym w historii nie-Hiszpanem, który zagrał i w Realu Madryt, i w Barcelonie.

Prosinečki to doskonały przykład na to, że wielki piłkarz nie musi błyszczeć przez całą karierę. Ze zmiennym szczęściem radził sobie w największych klubach kontynentu, ale dalej pozostawał na piłkarskim szczycie. We Francji jego profesorska gra w środku pola była nieocenionym wkładem w brąz zdobyty przez Chorwatów. Urodzony w Schwenningen piłkarz po mundialu grał jeszcze w przemianowanym na Croatię Dinamie, Standardzie Liège, później zdobył serca kibiców Portsmouth. Po przygodzie ze słoweńską Olimpiją Lublana dołączył na ostatni etap kariery do Dinama. Nigdy nie był tak medialny, by przebić się ponad popularność i sławę Dejana Savićevicia czy Davora Šukera. Na terenie Półwyspu Bałkańskiego jest jednak ceniony na równi z nimi. Tytuł „Zvezdinej Zvezdy” przyznany za wygrany Puchar Europy nie oddaje ani wielkości talentu Prosinečkiego, ani jego zasług dla bałkańskiego futbolu.

Namaszczenie

Jakiś czas po powrocie Prosinečkiego do Belgradu serbskie media rozpisywały się o odwiedzinach, w jakie przybył do nowego trenera Crvenej Zvezdy Josep Guardiola. Każdy gest szkoleniowca Barcelony, jaki udało się wychwycić dziennikarzom, był w typowy dla Serbów sposób przesadnie interpretowany. Czołówki gazet ozdobiła informacja o słowach Pepa, wyznaczających Prosinečkiego na swojego następcę. Prasa pisała też o rzekomej współpracy Zvezdy i Barcelony. Katalońska drużyna miała przysyłać do stolicy Serbii utalentowanych wychowanków niełapiących się do kadry pierwszej drużyny. Do dzisiaj nic w tej sprawie nie drgnęło. Cała sprawa po raz kolejny pokazała, że Serbowie, w większości sympatyzujący z przeżywającą gorsze czasy Crveną Zvezdą, uznają Prosinečkiego za dobro narodowe.

Prosinecki trafił w miejsce, gdzie darzy się go niemal boską czcią. Z miejsca stał się obiektem kpin ze strony fanów konkurencyjnych drużyn. Trener Zvezdy zdaje sobie sprawę z zamieszania wokół własnej osoby, ale potrafi zdobyć serca kibiców dzięki małym gestom. Kontrowersje w Chorwacji wzbudził nie pierwszy w jego wykonaniu „serbski salut” z trzema wyprostowanymi palcami. Prosinecki wznosi się ponad podziały i nie zmieni tego chorwacka flaga spalona na trybunach przez kibiców Borca z miasta Čačak – rodzinnych stron matki trenera Zvezdy. Obok Stjepana Bobka, chorwackiej legendy Partizana, Robert Prosinečki zasługuje na miano symbolu jugosłowiańskiej piłki.

wtorek, 12 czerwca 2012

Pomarańczowy serial – epizod drugi


Vurnon Anita zagrał 3 razy w kadrze Oranje

Największy przegrany

Nie Bas Dost i nie Urby Emanuelson są najgłośniejszymi nazwiskami wśród nieobecnych w holenderskiej kadrze na Euro 2012. Najwięcej w prasie Kraju Tulipanów mówi się o Vurnonie Anicie (fot. po lewej, źródło: Goal.com). Defensywny pomocnik, który z powodzeniem może grać na lewej i prawej obronie jest właśnie kuszony ofertą Newcastle United. Ajax negocjuje kwotę, za jaką będzie mógł sprzedać 23-letniego piłkarza po wyjątkowo udanym dla niego sezonie. A trener Bert van Marwijk, być może, pluje sobie w brodę, że nie zabrał na Ukrainę tak wszechstronnego gracza.

„Pewność” trenera

Śmieję się z tych, którzy mówią, że jesteśmy wewnętrznie skłóceni i przez to tracimy na boisku – stwierdził trener van Marwijk przed arcyważnym dla Holandii meczem z Niemcami. Druga kolejka grupy B może spowodować jednak, że byłemu szkoleniowcowi Borussii Dortmund zrzednie mina. Ciężko będzie wówczas obronić kilka kontrowersyjnych powołań, czy rozwiązań personalnych w czasie turnieju. Czy van Marwijk ugnie się i pośle w bój tych piłkarzy których sugeruje prasa? Wydaje się, że występ Klaasa Jana Huntelaara i Robina van Persiego od pierwszych minut jest wielce prawdopodobny. Z drugiej strony anonsuje się grę Arjena Robbena, co spowoduje, że oprócz braku Rafaela van der Vaarta Holendrzy mogą być skazani na grę bez będącego w dobrej formie Ibrahima Afellaya. Brak alternatyw to największa bolączka Holendra. W ofensywie jest ok, ale popatrzmy chociażby na formację obronną. 18-letni Willems jest pewniakiem. Może go zastąpić jego zmiennik z PSV, Wilfried Bouma, albo środkowy pomocnik (sic!) Stijn Schaars. Co ze środkiem? Pewnie przy słabym Vlaarze zagra wspomniany przed chwilą Bouma, ale jaką nową jakość da van Marwijkowi ten zawodnik? Przy szybko grających w ataku Niemcach może być równie bezradny co Heitinga...

Kontrakt trenera Holandii jest ważny do lata 2016 roku. Pozycja van Marwijka jest mocna, ale ewentualne odpadnięcie z mistrzostw Europy już po fazie grupowej może dać więcej argumentów ludziom, którzy nie zgadzali się ze szkoleniowcem już w momencie ogłoszenia powołań. W pierwszym meczu zawiedli niemal wszyscy pewniacy trenera na czele z jego zięciem, Markiem van Bommelem. Podobnie jak 4 lata temu tragicznie w starciu ze zwrotnymi rywalami wyglądał Johnny Heitinga. Rona Vlaara zjadła chyba presja, a Arjen Robben po prostu nie potrafi grać z kolegami. Bezcelowe indiwidualne popisy, czyli znamiona choroby toczącej skrzydłowego Oranje od czasów, kiedy zakompleksiona madrycka prasa zaczęła porównywać go z Leo Messim, mają miejsce z coraz większą częstotliwością. Na razie głośno o tym mówią nieliczni, m.in. Zbigniew Boniek. Po Euro może być już inaczej.

Mecze Holandii z Niemcami to dla kibiców z Kraju Tulipanów szczególne pojedynki. Wschodniego sąsiada nie darzy się szczególną sympatią w Holandii, w prasie mnóstwo jest nawiązań do II wojny światowej. Holendrzy ucierpieli sporo w czasie ataku hitlerowskich Niemiec, widać nie tylko Polacy lubią wplatać bolesne wspomnienia do wydarzeń sportowych. Negatywne konotacje mają też ze stosunkowo mało odległej przeszłości. W listopadzie Holandia została pokonana w meczu towarzyskim przez Niemcy. Gładką wygraną 3:0 zapewniły piłkarzom Joachima Löwa bramki Thomasa Müllera, Miroslava Klosego i Mesuta Özila. Jak zapewniają holenderscy piłkarze, tamten mecz stanowił dla nich świetną lekcję i pomógł w znalezieniu recepty na wschodniego sąsiada.


Prawdopodobna jedenastka Holandii na mecz z Niemcami:

Stekelenburg – van der Wiel, Heitinga, Bouma, Willems – Nigel de Jong, van Bommel, Sneijder – van Persie, Huntelaar, Robben


sobota, 9 czerwca 2012

Oranje w drodze po tytuł


Jetro Willems - odkrycie turnieju?
Holandia bardzo często przewija się w prasie sportowej jako jeden z faworytów do zwycięstwa w trwających od wczoraj mistrzostw Europy. Jedno potknięcie w trudnej grupie może jednak spowodować, że Oranje zakończy rywalizację już w pierwszej fazie. Nie brakuje ekspertów przewidujących taki scenariusz.

Newralgiczna lewa obrona

Alexander Büttner, Vurnon Anita, Edson Braafheid i Urby Emanuelson, to piłkarze, którzy mogliby występować na lewej obronie, ale zostali pominięci przez selekcjonera Berta van Marwijka. Zamiast nich trener Oranje postawił na Jetro Willemsa (zdjęcie po lewej, źródło: sparta-rotterdam.nl), 18-letniego bocznego obrońcę PSV, który w zakończonym niedawno sezonie zaliczył debiut w dorosłej piłce i przebojem wywalczył sobie miejsce w podstawowej jedenastce klubu z Eindhoven. Niespodziewanie trener drużyny narodowej również postawił na młokosa, dał mu szansę debiutu w kadrze w meczu z Bułgarią (wcześniej był nieoficjalny debiut w meczu z Bayernem) i najprawdopodobniej postawi na niego od początku starcia z Danią. Kłuje w oczy brak zmiennika dla Willemsa, bo w sparingach zastępował go nominalny gracz środka pola, Stijn Schaars.

Blok defensywny wypada najgorzej jeśli poddałoby się ocenie występy piłkarzy van Marwijka w ostatnich sparingach. Szczególnie Bułgarzy dawali się we znaki defensorom Oranje. Holendrzy dostali mocny sygnał, że czas na zwiększenie koncentracji, bo trudno oczekiwać żeby Niemcy mieli litość dla strat piłki przed własnym polem karnym czy niewykorzystanych sytuacji podbramkowych.

Kontuzje ominięte

Van Marwijk ma szczęście, że ominął go ból głowy spowodowany kontuzjami w meczach towarzyskich przed Euro. Wprawdzie poobijany po meczu ze Słowacją był Wesley Sneijder, w tym samym spotkaniu ucierpiał w zderzeniu z Johnym Heitingą Wilfried Bouma, a po drobnym urazie w starciu z Bułgarią odpoczywał Joris Mathijsen, ale wszyscy piłkarze są nadal zdolni do gry.

Ostatnie spotkanie przed turniejem głównym wskazuje, że rywalizację o miejsce w środku ataku wygrał Robin van Persie. Piłkarz Arsenalu wyszedł w podstawowym składzie i strzelił dwie bramki reprezentacji Irlandii Północnej. Będący w życiowej formie Klaas-Jan Huntelaar mógłby jednak grać obok van Persiego, tak jak miało to miejsce na przykład w sparingu ze Słowacją. Kluczowi piłkarze dla ofensywnej siły Oranje to nie jeden czy drugi środkowy napastnik, a dobrze dysponowani Wesley Sneijder i Rafael van der Vaart.

Gdyby to ode mnie zależało, odsunąłbym od pierwszego składu Arjena Robbena. Skrzydłowy Bayernu jest w tej chwili dla ekipy Marwijka piątym kołem u wozu. Jako jedyny wydaje się ewidentnie nie pasować do planu taktycznego Holendrów, raz po raz łamie dyscyplinę wprowadzaną przez van Bommela, Sneijdera czy van der Vaarta i wdaje się w bezużyteczne pojedynki biegowe, które, jak każdy wie, muszą się skończyć ścięciem do środka. Być może były piłkarz Realu dałby drużynie więcej jako joker. Jeżeli miałby grać od początku z Danią odbyłoby się to kosztem posadzenia na ławce Afellaya lub van der Vaarta. Na to Holendrzy nie powinni sobie pozwalać.

Przewidywany skład Holendrów na mecz z Danią:

Stekelenburg – van der Wiel, Heitinga, Vlaar, Willems – Nigel de Jong, van Bommel, Sneijder - Robben, van Persie, Afellay.



poniedziałek, 7 maja 2012

Chwała zasłużonym - Peter Dubovský

W barwach madryckiego Realu (fot. sport.cas.sk)
Dziś obchodziłby 40. urodziny. Pewnie ciągle działałby w piłce, może trenowałby Slovan, może pracowałby przy reprezentacji Słowacji. Peter Dubovský, bo o nim mowa, odszedł jednak w tragicznych okoliczościach 12 lat temu.

Po Janko Daučíku, piłkarzu, który jeszcze w czasach komunistycznej Czechosłowacji biegał po hiszpańskich boiskach, stał się drugim Słowakiem w historii Realu Madryt. W drużynie ze stolicy Hiszpanii debiutował za kadencji trenerskiej Benito Floro. Dubovský wsławił się w Pucharze UEFA w sezonie 1991/1992 kiedy strzelił bramkę właśnie madryckiej drużynie. Po golu Petera Slovan remisował, ale bramka Emilio Butragueño na niecały kwadrans przed końcem meczu dała zwycięstwo Realowi. W rewanżu było 1:1 i dalej awansowali Hiszpanie, którzy dopiero w półfinale polegli w starciu z Torino.

Dubovský został w Hiszpanii dobrze zapamiętany. Rok później, już w Lidze Mistrzów  dwukrotnie wpisywał się na listę strzelców w meczu pierwszej rundy, w którym rywalem był węgierski Ferencváros. W kolejnej fazie rozgrywek macierzysty klub Słowaka, Slovan, poległ sromotnie z Milanem, finalistą rozgrywek. Następny sezon  Dubovský zaczął już w madryckim Realu. Ze stołeczną ekipą wywalczył Superpuchar Hiszpanii w 1993 roku i mistrzowski tytuł dwa lata później. Podczas dwóch lat spędzonych w Madrycie rozegrał 31 ligowych spotkań dla Realu, w których dwa razy wpisywał się na listę strzelców.

W madryckim Realu był jednym z wielu, w Realu Oviedo Dubovský grał już pierwsze skrzypce.  Po przegranej rywalizacji  o miejsce w składzie m.in. z Raulem, Słowak robił furorę w Asturii. Na Santiago Bernabéu nie zrobił kariery, tak jak wielu innych wielkich piłkarzy. Gra w wielkiej drużynie przerosła zawodników o talencie niepodważalnym, jak Robert Prosinečki, Gheorghe Hagi czy chociażby gwiazda brazylijskiej ligi przez długie lata, Dejan Rambo Petković. Między nimi mógł być i  Dubovský, niestety jego kariera zakończyła się, gdy miał 28 lat.  W 2002 roku został wybrany drugim piłkarzem 10-lecia niepodległej Słowacji. Wyprzedził go tylko Ľubomír Moravčík.


Peter Dubovský zginął robiąc zdjęcie wodospadu w Tajlandii w czasie urlopu. Pośliznął się na mokrym kamieniu i spadł z wysokości 10 metrów. Rozległe obrażenia mózgu i duża utrata krwi oraz zbyt późne przetransportowanie go do szpitala zakończyło się śmiercią. Sportowe media wiadomość o tragicznej śmierci gwiazdy Realu Oviedo umieszczały pomiędzy informacjami o transferze Mario Stanicia z Parmy do Chelsea i doniesieniami z toczących się właśnie mistrzostw Europy w Belgii i Holandii.

Przebudowa Ajaksu

Ajax został po raz 31. w historii mistrzem Holandii. Po fenomenalnej drugiej połowie rundy wiosennej piłkarze Franka de Boera wyprzedzili o sześć punktów Feyenoord Rotterdam. Co ciekawe, włodarze Ajaksu zachowują się tak, jakby nie chcieli powtórzyć sytuacji z zakończonego sezonu, kiedy kłopoty z kontuzjami sprawiły, że drużyna nie była w stanie rywalizować na dwóch frontach i w Lidze Mistrzów ponownie zawiodła.

Obrona przede wszystkim

Moisander byłby idealnym następcą Vertonghena (fot. iltasanomat.fi)
Prawa strona defensywy Ajaksu była w ostatnich trzech sezonach królestwem Gregory'ego van der Wiela. Odejście tego piłkarza jest już przesądzone, ale w działaniach włodarzy Ajaksu widać już ruchy mające na celu sprowadzenie do Amsterdamu wartościowego zmiennika dla reprezentanta Holandii. Jak na razie mówiło się głównie o sprowadzeniu z Mallorki Holendra, Gianniego Zuiverloona. Prawy obrońca drużyny z Balearów ma niespełna 26 lat i jest wychowankiem Feyenoordu. Dla Ajaksu sprowadzenie piłkarza Mallorki może stać się rewanżem za podkupienie własnego wychowanka, Johna Goossensa, przez klub z Rotterdamu. Inną opcją zastąpienia van der Wiela może być wychowanek De Toekomst, Khalid Boulahrouz, który dysponuje znacznie większym doświadczeniem niż obrońca Mallorki. Alternatywą dla transferów może być śmiałe postawienie na Ricardo van Rhijna, który wraz z upływem czasu spisywał się w defensywie coraz lepiej, w dodatku sprawdzał się też, kiedy brał udział w akcjach ofensywnych. Alternatywą dla grywającego także na środku van Rhijna może zostać wyróżniający się piłkarz drugiej drużyny, Ruben Ligeon, który błyszczał w meczach cyklu Next Gen Series, w którym Ajax m.in. zdemolował młodą drużynę Barcelony.

Pozycją, która najbardziej ucierpi po zakończeniu sezonu, będzie z pewnością środek obrony. W klubie powinien zostać Toby Alderweireld. Belg będzie liderem defensywy w przyszłym sezonie. Miejsce obok niego zwolni Jan Vertonghen, o którego biją się czołowe kluby europejskiej. W przypadku dotychczasowego kapitana Joden najwięcej mówi się o zainteresowaniu Tottenhamu, Arsenalu i Juventusu. Vertonghen zakończył mistrzowskim tytułem kapitalne w swoim wykonaniu rozgrywki i udowodnił, że zasłużył na transfer do lepszego klubu, który pomoże mu w dalszym rozwoju. Od początku holenderskie media spekulowały, że nowym partnerem Alderweirelda na środku defensywy Ajaksu będzie Niklas Moisander. Stoper AZ terminował w Amsterdamie w latach 2004-2006. Jego atutem jest chłodna głowa i gra obiema nogami. W dodatku jego obecny klub może być zmuszony do sprzedaży lidera bloku obronnego, bo w Alkmaarze nie ma stabilności finansowej. Ajax może pokusić się o kupno w pakiecie dwóch defensorów AZ. Newralgiczną od kilku lat lewą obronę mógłby wzmocnić reprezentant Danii, Simon Poulsen, który w kończącym się sezonie wznosił się na wyżyny swoich umiejętności. Pozostali kandydaci do uzupełnienia formacji obronnej Ajaksu to wychowanek klubu grający dzisiaj w Belgii, Ryan Donk (minus - jest prawonożny jak Alderweireld), i kapitan młodzieżowej reprezentacji Holandii grający w tej chwili w NEC Nijmegen, Bram Nuytinck.

Kto ofensywnym pomocnikiem?

Schöne z trener de Boerem (fot. ajax.nl)
Pewne jest odejście van der Wiela i Vertonghena, podobnie będzie najprawdopodobniej z Christianem Eriksenem. Jeden z największych talentów w europejskiej piłce znalazł się na celowniku m.in. hiszpańskiej Malagi. Jeżeli wszystko potoczy się tak, jak prognozuję wyżej, to starszy Duńczyk zastąpi młodszego. Lasse Schöne, były piłkarz NEC ma naturalne predyspozycje do zastąpienia Eriksena jako ofensywnego pomocnika w składzie drużyny Franka de Boera. Należy jednak pamiętać o tym, że na tej pozycji w Amsterdamie jest olbrzymia konkurencja. Wygranymi w walce o skład będą zapewne piłkarze bardziej uniwersalni, którzy będą korzystać na wykluczeniach za kartki i kontuzjach zawodników na innych pozycjach. Doskonałym przykładem takiego piłkarza jest Siem de Jong, który powędrował na środek ataku ze swojej nominalnej pozycji za napastnikami. Spisywał się tam bardzo dobrze, ale zakup klasowej dziewiątki i powrót do zdrowia Kolbeinna Sigthorssona zapewne spowoduje, że urodzony w Szwajcarii Holender będzie rywalizował o miejsce z piłkarzami formacji pomocy.

O grze w większym wymiarze czasowym niż w zakończonym właśnie sezonie na pewno marzy Thulani Serero. Piłkarz z RPA będzie miał jednak spore problemy by przebić się do pierwszej drużyny. Przy tym nazwisku poważnie powinno rozważyć się opcję wypożyczenia młodego pomocnika do którejś z drużyn Eredivisie. Regularna gra mogłaby sprawić, że w sezonie 2013/2014 będzie ważnym piłkarzem Ajaksu.

Nicolas Lodeiro powoli może myśleć o opuszczeniu stolicy Holandii. Uważany jeszcze niedawno za wielki talent Urugwajczyk, który ma na swoim koncie występ w mistrzostwach świata w RPA nie rzucił nikogo na kolana. Problemy z kontuzjami i brak stabilizacji formy sprawiły, że na grę w przyszłym sezonie nie ma raczej co liczyć.

Wyżej wspominałem o uniwersalnych piłkarzach, którzy mogą pozostać w zespole, dzięki możliwości gry na wielu pozycjach. Takim zawodnikiem jest Ismail Aissati. Po letnich transferach powinien opuścić wyjściową jedenastkę, w której zadomowił się w ostatnich kolejkach tego sezonu. Dobra dyspozycja powinna dać mu kredyt zaufania u trenera de Boera, ale raczej nie spodziewam się Aissatiego w najmocniejszej jedenastce Ajaksu na przyszły sezon. Marokańczyk będzie pojawiał się na murawie (o ile nie odejdzie) w sytuacjach, kiedy innym zawodnikom (oba skrzydła i ofensywny pomocnik, środkowy pomocnik) będą przytrafiać się kontuzje lub wykluczenia.

Atak - wzmocnienie czy uzupełnienie?

Elia nie przebił się do składu Juve (fot. goal.com)
Formacja ataku, mimo zawrotnych statystyk wypracowanych w tym sezonie (93 strzelone bramki) również wymaga reorganizacji. Klub opuści zapewne Dmitrij Bułykin, a wobec kontuzji i chimerycznej formy Miralema Sulejmaniego (niektóre źródła podają, że klub rozważa jego sprzedaż bądź wypożyczenie), de Berowi pozostawałoby opieranie się na niedoświadczonej młodzieży. Jak do tej pory wspominało się głównie o sprowadzeniu skrzydłowych, więc można jeszcze łudzić się, że do kadry pierwszego zespołu trafią utalentowani gracze Jong Ajax, Davy Klaassen i Viktor Fischer. Jeśli chodzi o skrzydłowych, to faworytami są jak na razie kandydat do wyjazdu na EURO grający w SC Heerenveen, Luciano Narsingh i piłkarz Juventusu Eljero Elia. Jeden i drugi gwarantują duży skok poziomu w grze w bocznych sektorach boiska. Zwłaszcza szerzej znany międzynarodowej publiczności Elia mógłby wpasować się do Ajaksu. Jeżeli sprawdziłby się taki scenariusz, to najprawdopodobniej odszedłby Sulejmani, a na wypożyczenie powędrowałby Jody Lukoki. Do drugiej drużyny na pozycję środkowego napastnika awansował już błyszczący w Copa Amsterdam, Elton-Ofoi Acolatse. Przymierzany do rezerw jest również 19-letni piłkarz szwedzkiego Jönköping Södra, Branimir Hrgota

Prognoza GDS

Już wiadomo, że klub opuszczają Andre Ooijer, Jeroen Verhoeven i Florian Jozefzoon, który nie znajdzie zatrudnienia w Amsterdamie po powrocie z wypożyczenia do Bredy. Z pewnością Amsterdam opuści też Mounir El Hamdaoui, zanosi się też na odejście Bułykina. Jeżeli w klubie postawi się na Roly'ego Bonevacię (chociażby w roli zmiennika) to sprzedany powinien być również Eyong Enoh.

Wymarzona jedenastka:

Cillessen - van Rhijn, Alderweireld, Moisander, Poulsen - Anita, Janssen, Schöne - Elia, Sigthorsson, Boerrigter

Powinni odejść: Joeroen Verhoeven, Daley Blind, Dmitrij Bułykin, Andre Ooijer, Eyong Enoh, Nicolas Lodeiro, Miralem Sulejmani, Mounir El Hamdaoui.

Zasługują na szansę: Ruben Ligeon, Mats Rits, Dico Koppers, Davy Klaassen, Viktor Fischer, Roly Bonevacia.






czwartek, 19 kwietnia 2012

Piotr Parzyszek dla GDS!

Piotr z optymizmem patrzy w przyszłość (fot. degraafschap.nl)
Piotr Parzyszek to jeden z najbardziej utalentowanych piłkarzy grających w młodzieżowych rozgrywkach Eredivisie. Reprezentujący klub de Graafschap z 50-tysięcznego Doetinchem może wkroczyć do seniorskiej rywalizacji w Kraju Tulipanów. 19-letni reprezentant polskiej młodzieżówki dał się namówić na chwilę rozmowy.

Całą piłkarską edukację przechodziłeś w Holandii. Możesz opowiesz nam, jak wyglądały Twoje pierwsze treningi? Na co kładzie się nacisk przy rozpoczynaniu przygody z piłką.


Najważniejsze w Holandii zawsze było bycie szczęśliwym na boisku! Na początku, kiedy miałem 6 lat to jeszcze nie bylo takich specjalistycznych treningów. Dopiero kiedy przeszedłem do Vitesse Arnhem i później do de Graafschap zmieniły się priorytety. Wtedy najważniejsza zaczęła być gra pozycyjna, czyli utrzymywanie piłki i umiejętne jej rozgrywanie! Dobre przyjęcie piłki i jej celne odegranie właśnie technika holenderskiej piłki!

A kiedy wiedziałeś, że zostaniesz środkowym napastnikiem? Od początku grałeś w ataku?

Kiedy byłem młody to zawsze gralem w ataku. W Vitesse Arnhem jako prawy i lewy skrzydłowy, w ESA Rijkerswoerd jako środkowy pomocnik, a w Graafschap od początku jako środkowy napastnik!

Czy polscy kibice mogą wyobrażać sobie Ciebie na miejscu Rydella Poepona w składzie de Graafschap w najbliższym czasie?

Ww tym sezonie już raczej nie, bo sezon już prawie się zakończył, ale w następnym sezonie na pewno mogą liczyć na mój debiut!

Czy trenerzy dają Ci nadzieję na występy w pierwszej drużynie? Czy zdarza Ci się trenować z zespołem, który gra w Eredivisie?

Na początku sezonu trenowałem z pierwsza drużyną i wtedy też zaliczyłem nieoficjalny debiut w pierwszej drużynie w meczu sparingowym. W ciągu roku tez trenowałem czasami z pierwsza drużyną!

Jakiś czas temu w polskich mediach mówiło się o Twojej osobie w kontekście transferu do Aston Villi. Niektóre źródła mówiły też, że o kupieniu Parzyszka myśli PSV. Ile było prawdy w tych informacjach? Jak było na testach w Birmingham?

W tych informacjach było dużo prawdy i czały czas jest! Byłem na testach w Aston Villi. Z drużyną U18 trenowałem cały tydzień i grałem mecz z Derby County. Wygraliśmy 2-0 i strzeliłem jedną bramkę! Wszyscy w klubie byli pewni, że przejdę do Anglii, ale klub nie miał tyle pieniędzy, ile de Graafschap chciał. PSV tylko informowało o zainteresowaniu.  Zresztą nie tylko oni, bo było też tak, że Blackburn Rovers mnie zaprosiło na testy, ale klub mnie nie puścił bo miałem mecze. Również TSG Hoffenheim chciało mnie sprawdzić, ale dla mnie to było już wystarczająco dużo zagranicznych klubów w tamtym czasie. Teraz zajmuję drugie miejsce w tabeli strzelców Eredevisie U19, więc dalej pojawia się zainteresowanie innych klubów.

Fani gry komputerowej Football Manager znają Cię bardzo dobrze, dużo lepiej niż fani śledzący piłkę nożną w telewizji. Czy myślisz, że Twój talent ma szansę wybuchnąć również w rzeczywistości?

Talent w grze jest może za duży, ale z drugiej strony nie ma czemu się dziwić. Jako 16-letni chłopak znalazłem się na testach w Aston Villi, chciało mnie Blackburn Rovers i TSG Hoffenheim, interesowało się mną PSV. Nikt nie wie jak będzie w przyszłości. Jako 16-latek podpisałem pierwszy profesjonalny kontrakt i myślę, że mogę mieć taką karierę, jak w Football Manager, ale pewnych etapów nie da się przeskoczyć. Na wszystko jest czas.

Mieszkasz od wielu lat za granicą. Czy myślałeś kiedykolwiek o reprezentowaniu innego kraju niż Polska? Holandia słynie z doskonałej pracy z młodzieżą. W Polsce warunki do rozwoju są dużo gorsze...

Nie, nigdy o tym nie myślałem. Od początku kiedy zacząłem się dobrze rozwijać zawsze marzyłem, by grać dla Polski, bo urodziłem się tam i zawsze tam wracam na święta i wakacje do rodziny! Czuję się Polakiem, nie Holendrem.

Jak do Twojego pochodzenia odnoszą się klubowi koledzy? Holandia wprawdzie słynie z multikulturowego społeczeństwa, ale najwięcej jest raczej Marokańczyków i Turków…

Dla mnie wszyscy są normalni, chociaż jest dużo ludzi w Holandii, którzy myślą, że jeśli jesteś obcokrajowcem, to jesteś zły, kradniesz i nie wiem co jeszcze. Dopiero przy bezpośrednim kontakcie przekonują się, że stereotypowe myślenie nie jest dobre. U mnie w klubie tylko czasami żartują,  ale po tylu latach to polowa zespołu nie postrzega mnie jako Polaka.

Czy śledzisz polską ligę?

Czasami w internecie, ale głównie skróty i wyniki.

Na koniec powiedz czy de Graafschap się utrzyma? Kto będzie mistrzem Holandii?

Mistrzem na pewno będzie Ajax Amsterdam! Na temat de Graafschap trudno się wypowiedzieć. 2 maja graja z Excelsiorem Rotterdam kluczowy mecz. Jeśli wygrają to spotkanie to na pewno nie spadną od razu, ale mecze barażowe w Holandii zawsze są ciekawe i zacięte. Sam nie wiem... Mam nadzieję, że się utrzymają, ale w piłce nic nie jest pewne!

Profil Piotra na portalu transfermarkt.de

środa, 18 kwietnia 2012

Schöne w Ajaksie!

Genero Zeefuik i Lasse Schöne (fot. gelderlander.nl)
Dawno nie byłem tak podekscytowany, gdy czytałem o transferze. Dzisiejszy dzień zdominowała wiadomość, której wyczekiwałem od dłuższego czasu. I wreszcie stało się! Dowiedziałem się, że do Ajaksu przechodzi piłkarz, którego uznawałem do tej pory za jednego z cichych bohaterów tego sezonu. Ofensywny pomocnik NEC Nijmegen, Lasse Schöne, od przyszłego sezonu będzie grał w Amsterdamie!

3-letni kontrakt jaki piłkarz urodzony w 1986 roku podpisał w stolicy Holandii sprawi, że w drugiej linii mistrza Holandii zrobi się tłoczno. O miejsce w składzie będą rywalizować Schöne, Theo Janssen i Christian Eriksen, a przecież drużyna młodzieżowa także ma sporo ciekawych nazwisk, jak choćby Mats Rits. Ciekawe co stanie się z wypożyczonym do Utrechtu Rodneyem Sneijderem? Jeśli wróciłby do Amsterdamu, a w drużynie pozostałby Eriksen, to młodszy brat Wesleya Sneijdera miałby pozycję tylko trochę lepszą niż przed opuszczeniem stolicy Holandii.

NEC staje się klubem, który dostarcza większym świetnych piłkarzy. Długo nie mogłem przeboleć odejścia Johna Goossensa do Feyenoordu, które stanie się faktem po zakończeniu sezonu. Wychowanek Ajaksu trafi do obozu odwiecznego wroga. To jego upatrywałem jako wzmocnienie drugiej linii Joden, ale młody Holender po poważnej kontuzji nieco przystopował. W dodatku po zakontraktowaniu przez Feyenoord ze zrozumiałych względów został odsunięty od pierwszego składu przez trenera Aleksa Pastoora.

 Schöne nie zrobił jeszcze wielkiej kariery w reprezentacji Danii (fot. dr.dk) 
Do tej pory nie rozumiem, dlaczego Ajax w zeszłym roku nie postawił wszystkiego na jedną kartę i nie sprowadził do siebie króla strzelców sezonu 2010/2011 Bjorna Vleminckxa. Belg wrócił do ojczyzny, furory w Club Brugges nie robi, a w Amsterdamie alternatywą dla Kolbeinna Sigthorssona jest otyły Dmitrij Bułykin lub... Siem de Jong. Teraz pozycję solidnego środkowego napastnika buduje w Nijmegen wypożyczony z PSV Genero Zeefuik, który po słabej rundzie jesiennej (0 bramek) wreszcie odblokował się i notuje ważne gole i asysty. Trudno będzie mu przebić się w Eindhoven, do Amsterdamu też raczej nie trafi.

Ajax zdobędzie zapewne w tym sezonie 31. w historii tytuł mistrza Holandii. Żeby podopieczni Franka de Boera mogli skutecznie powalczyć w europejskich pucharach muszą jednak wzmocnić skład. Trzeba brać też pod uwagę fakt, że na pewno odejdzie ktoś z trójki Jan Vertonghen, Eriksen, Gregory van der Wiel. Być może sprzedany zostanie cały tercet, a wtedy oprócz młodzieży, która z powodu plagi kontuzji miała okazję ogrywać się w meczach o stawkę w tym sezonie, włodarze Joden powinni postawić na wyróżniających się piłkarzy Eredivisie.  Kogo widziałbym w Ajaksie? kogo przewiduje na gorące nazwisko okresu transferowego? O tym napiszę już niebawem.

niedziela, 29 stycznia 2012

Klasyczny wstyd

Minę taką jak Jan Vertonghen (na zdjęciu obok, źródło: ad.nl) mógł mieć po dzisiejszym meczu każdy kibic Ajaksu. Wstyd i hańba, plus kompromitacja. O wszystkim tym pisałem dzisiaj dla iGola. Poniżej obszerna relacja. Wkrótce napiszę więcej, bo głowa mi pęka od myślenia nad beznadziejną sytuacją w Amsterdamie.

Wielki Feyenoord, malutki Ajax

Feyenoord Rotterdam zasłużenie pokonał Ajax w zaskakująco jednostronnym meczu na szczycie Eredivisie. Piłkarze z Amsterdamu po raz kolejny w tym sezonie zawiedli fanów. Ich katem był strzelec trzech bramek, John Guidetti.

Takie mecze to w Holandii piłkarskie święto. Już długo przed spotkaniem media prześcigały się w publikowaniu statystyk i ciekawostek dotyczących klasyku, czyli starcia Feyenorrdu z Ajaksem. W dniu meczu, już po ogłoszeniu składów na derby Holandii, okazało się, że trenerzy desygnowali do gry najmłodsze jedenastki od 24 lat. W Ajaksie od pierwszych minut zagrał m.in. nominalny rezerwowy, 21-letni Ricardo van Rhijn.

Pierwszy groźny atak wyprowadzili gospodarze. Niebezpieczeństwo pod bramką Kennetha Vermeera sprokurował wspominany wcześniej van Rhijn, który niedokładnie zagrywał wyprowadzając piłkę spod własnego pola karnego. W efekcie miejsce na strzał zza pola karnego znalazł John Guidetti. Napastnik wypożyczony z Manchesteru City oddał mocny strzał, ale nie sprawił kłopotów bramkarzowi Ajaksu. Szwed próbował raz jeszcze kilka minut później. Tym razem strzał oddawany był z drugiej strony pola karnego, ale ponownie Vermeer pewnie wyłapał piłkę.

W 15. minucie świetną akcję wyprowadził Vurnon Anita. Prawy obrońca gości przedryblował kilku rywali, podprowadził futbolówkę pod pole karne Muldera, ale kiedy pozostało mu już skierować piłkę do siatki, przegrał rywalizację z młodym bramkarzem Feyenoordu. Obrońcy Ajaksu byli aktywni w ofensywie. Ciekawą próbę zaskoczenia Muldera podjął kapitan mistrza Holandii, Jan Vertonghen. Uderzenie reprezentanta Belgii nie było jednak precyzyjne. Piłkarze Franka de Boera chwilę później zdobyli jednak bramkę. Walkę o piłkę w środkowej strefie wygrał Lorenzo Ebecilio, a to pozwoliło Ajaksowi wyprowadzić szybką kontrę. Piłka trafiła do Christiana Eriksena. Kiedy wydawało się, że Duńczyk zwleka z odegraniem do lepiej ustawionych partnerów, ten uderzył nie do obrony zza pola karnego. Piłka kopnięta lewą nogą wpadła do siatki obok bezradnego Muldera.

Feyenoord nie odstawał od Ajaksu poziomem gry, nic dziwnego więc, że od razu próbował wyrównać. Bliski szczęścia był w 20. minucie Guyon Fernandez, ale jego strzał fenomenalnie wybronił Vermeer. Chwilę później szansę na celny strzał głową miał Otman Bakkal, ale piłka minęła światło bramki Ajaksu. Nie udało się Feyenoordowi, a chwilę później Ajax mógł powiększyć prowadzenie. Po złym, za krótkim podaniu Miquela Neloma do Muldera, sam na sam z bramkarzem gospodarzy znalazł się Ebecilio. Skrzydłowy Ajaksu próbował mijać na pełnej szybkości rywala, ale lepszy okazał się golkiper Feyenoordu, który wygarnął futbolówkę spod nóg przeciwnika.

Na boisku działo się bardzo dużo, zagrożenie przenosiło się spod jednej bramki pod drugą. Ciekawa była sytuacja z 29. minuty. Najpierw Mulder wygrał wyścig po piłkę z Miralemem Sulejmanim, kilkanaście sekund później w polu karnym Ajaksu przewrócił się Guidetti. Arbiter Bjorn Kuipers zdecydował się podyktować rzut karnym, bo jego zdaniem interweniującym wślizgiem Vertonhgen faulował Szweda. Do wykonania jedenastki podszedł sam poszkodowany i pewnym, mocnym strzałem pod poprzeczkę doprowadził do remisu.

Po bramce dla gospodarzy Ajax spuścił z tonu. W 33. minucie van Rhijn musiał ratować się faulem, by zatrzymać szybką kontrę Feyenoordu. Powalony został Guidetti, obrońca Ajaksu obejrzał żółty kartonik, ale dzięki temu, że sędzia przerwał grę, pozostawiony bez opieki Bakkal nie wyszedł sam na sam z Vermeerem. Przed przerwą mistrzowie Holandii mieli szansę na odzyskanie prowadzenia. Najpierw zza pola karnego strzelał Theo Janssen, później celnie, ale wprost w ręce Muldera główkował Vertonghen. Niewykorzystane szanse zemściły się w 42. minucie. Po rzucie wolnym, który egzekwował Jordy Clasie, w dużym zamieszaniu największą przytomnością wykazał się Guidetti, który wepchnął piłke do siatki. Powtórki pokazały, ze skiksował van Rhijn, który nie trafił w piłkę próbując wybić ją z linii bramkowej.

Oniemiałego rywala mógł tuż przed końcem regulaminowego czasu gry pierwszej połowy dobić Fernandez. Po centrze z prawej strony, były piłkarz Excelsioru uderzał z powietrza, z pierwszej piłki. Strzał był mocny i precyzyjny, refleksem popisał się jednak Vermeer, który na raty wybronił uderzenie napastnika Feyenoordu.

Ajax rozpoczął zgodnie z logiką, bardzo aktywnie w ofensywie. W wypadku przegranej najgroźniejsi rywale do mistrzowskiego tytułu mogliby uciec o kolejne punkty. Trener de Boer dał kredyt zaufania piłkarzom, którzy wybiegli na boisko od pierwszej minuty, mimo że kilku z nich ewidentnie nadawało się do zmiany. Pierwszą okazję bramkową dla gości stworzył jednak zawodnik, który w pierwszej połowie prezentował się przyzwoicie. Ebecilio zdecydował się na strzał zza pola karnego, ale z uderzeniem poradził sobie Mulder.

Po przeciwnej stronie, po dobrej centrze Rubena Schakena fatalnie głową spudłował Fernandez. Napastnik Feyenoordu szybko zapomniał o niepowodzeniu i w 49. minucie popisał się znakomitym podaniem do Bakkala. Fernandez skupił na sobie uwagę defensorów Ajaksu i kiedy wydawało się, że będzie próbował uderzać zza szesnastki, oddał futbolówkę Bakkalowi. Były piłkarz PSV spokojnie przymierzył i umieścił piłkę w bramce Vermeera. Ajax potrzebował cudu, by odmienić losy meczu.

Piłkarze Ajaksu sprawiali wrażenie stłamszonych. Aż prosiło się o przeprowadzenie zmian, które mogłyby wnieść ożywienie w szeregi mistrza Holandii, ale, nie pierwszy raz w tym sezonie, trener de Boer zupełnie niezrozumiale z nimi zwlekał. W 57. minucie Ajax mógł zdobyć kontaktową bramkę po błędzie w linii pomocy. Przypadkowo odbita piłka trafiła do wracającego z pola karnego Feyenoordu Janssena. Były piłkarz Twente zdecydował się na natychmiastowy strzał z woleja, ale został w ostatnim momencie przyblokowany i Mulder z łatwością złapał futbolówkę.

Szkoleniowiec ekipy z Amsterdamu obudził się dopiero w 64. minucie. Na boisko powędrowali zawodnicy ofensywni, Davy Klaassen i Nicolas Lodeiro. Dlaczego jednak z murawy przywołano Eyonga Enoha? W jaki sposób de Boer chciał zorganizować odbiór piłki w środkowej strefie ściągając z boiska Kameruńczyka? Być może liczył na Janssena, który na pewno nie ucieszył się widząc decyzję de Boera. Tego ostatniego można pochwalić tylko i wyłącznie za ściągnięcie kompletnie niewidocznego Sulejmaniego. Choć można było odnieść wrażenie, że do tej zmiany potrzebny był uraz Serba.

Feyenoord nie kwapił się do ataków, ale Ajax nawet w sytuacji, gdy mógł długo rozgrywać piłkę nie mógł złapać rytmu gry. Wydarzenia na boisku nie porywały, sytuację próbował ratować w 69. minucie Fernandez, który wdał się w przepychankę z piłkarzami Ajaksu, gdy ci wahali się czy wybić piłkę na aut. Na murawie leżał wtedy zerkający kątem oka na sytuację boiskową Clasie. Fernandez do asysty dołożył żółtą kartkę, Clasie zarobił kilkadziesiąt sekund, więc wszyscy w miejscowej ekipie byli zadowoleni.

Trener de Boer dawał kolejne dowody, że desperacji mu nie brakuje w odróżnieniu od wiedzy taktycznej. Boisko opuścił Janssen, którego zmienił wyjątkowo pechowy dla Ajaksu Dmitrij Bułykin. Takie zagrania nawet w komputerowych menedżerach piłkarskich raczej się nie sprawdzają. Może Frank chciał dać swoim szefom na tacy pretekst do zwolnienia? Skórę trenerowi starał się ratować Bułykin. W 80. minucie Rosjanin pokazał Mulderowi, że nie lubi zabaw w drybling i bezlitośnie wykorzystał moment zawahania golkipera Feyenoordu. Kuriozalna bramka wprowadziła dodatkowe emocje, to jednak nie była zasługa Ajaksu, raczej prezent ze strony Feyenoordu. Może Mulder zapatrzył się na Vermeera?

Słabość Ajaksu i taktyczne nieuctwo de Boera obnażył w 83. minucie Guidetti. Feyenoord wykorzystał ogromne odległości między formacjami rywala i wyprowadził zabójczą kontrę. Z prawej strony świetnie dogrywał Kamohelo Mokotjo, a idol kibiców Feyenoordu bez problemu skierował piłkę do siatki Vermeera. Dwubramkowa przewaga gospodarzy w żaden sposób nie oddawała różnicy w poziomie gry obu drużyn. Gdyby piłkarze Ronalda Koemana dysponowali większym doświadczeniem mogliby dzisiaj ośmieszyć Ajax.

środa, 18 stycznia 2012

Mourinho, zaryzykuj!

W ostatniej chwili postanowiłem podzielić się swoimi wątpliwościami co do decyzji personalnych Jose Mourinho (na zdjęciu obok, źródło: soccer-magazine.com) w ostatnich tygodniach. Ci, którzy widzieli ostatnie występy Realu doskonale wiedzą, którzy piłkarze są dalecy od optymalnej dyspozycji. Analizując tylko i wyłącznie skład, na który konsekwentnie stawia Mou trudno byłoby to ustalić.

Cztery mecze Realu Madryt w 2012 roku (2 pucharowe z Malagą, 2 ligowe z Granadą w Madrycie i wyjazdowy z Mallorką), które szczęśliwym trafem miałem okazję oglądać, nie mogą napawać optymizmem kibiców Realu. Mimo że Barcelona również nie gra na najwyższych obrotach, to wydaje się być zdecydowanym faworytem pierwszego starcia ćwierćfinału Copa del Rey, które już za nieco ponad 3 godziny rozpocznie się na Santiago Bernabeu.

Za drużyną Guardioli przemawia nie tylko świetny bilans pojedynków z Realem w ostatnich latach, o którym na swoim blogu pisze Dariusz Wołowski. Barcelona ciągle jest drużyną lepszą, do tego przystąpi do spotkania z psychologiczną przewagą zwycięstwa w ostatnim bezpośrednim starciu. Piłkarzem, który w dzisiejszym meczu jest w stanie robić różnicę między dwoma zespołami teoretycznie najlepszymi na świecie jest Alexis Sanchez. To właśnie Chilijczyk, a nie Leo Messi jest według mnie elementem w układance Guardioli, który może przeważyć szalę na stronę Katalończyków. Tak było już w pierwszym ligowym starciu, kiedy były piłkarz Udinese dał swoim kolegom sygnał do ataku zdobywając wyrównującą bramkę w momencie kiedy zdecydowaną przewagę na boisku miał Real. Sanchez z marszu wpasował się w specyficzną filozofię gry mistrza Hiszpanii i w tej chwili pracuje na miano najlepszego transferu Barcelony ostatnich lat. Fabregasa nie liczę, bo jego przyjście traktuję raczej jak powrót z wypożyczenia.

Jak musi zachować się Jose Mourinho, by wreszcie pokonać Barcelonę? W hiszpańskich mediach w ostatnich dniach trwała dyskusja nad taktyką, jaką obierze Portugalczyk na dzisiejszy mecz. Posłużę się tłumaczeniem artykułu madryckiej Marki za polską stroną realmadrid.pl:

1. Roberto Palomar: Casillas - Lass, Pepe, Ramos, Coentrão - Di María, Özil, Alonso, Marcelo - Higuaín i Benzema.

Styl Valdano Patrząc na wątpliwą formę Ronaldo i jego słabość w starciach z Barceloną, lepiej posadzić go na ławce i wpuścić później. Drużyna ofensywna i zrównoważona.

2. Juan Gallardo: Casillas - Lass, Varane, Ramos, Marcelo - Di María, Pepe, Xabi, Coentrão - Cristiano i Benzema.

Z Pepe w środku Ustawienie gwarantuje szybkość na skrzydłach dzięki Lassowi, Coentrão, Di Maríi i Marcelo. Siła i pressing w środku dzięki Pepe i najlepszy Real z ostatniego maratonu Klasyków. Z przodu Cristiano i Benzema, czyli szybkość, błyskotliwość i bramki.

3. José Vicente Herráez: Casillas - Ramos, Varane, Pepe - Lass, Xabi, Marcelo - Di María, Özil, Cristiano - Benzema.

Styl Toshacka Trzech stoperów z Varane'em w środku. Alonso eskortowany przez Lassa i Marcelo. Trzech mediapuntów. Z przodu Benzema poruszający się po całej linii ataku.

4. Enrique Ortego: Casillas - Lass, Pepe, Ramos, Marcelo - Di María, Xabi, Coentrão - Özil - Cristiano i Benzema.

Di María w środku Real Madryt musi mieć trzech graczy w środku pola. Di María ma tego ducha poświęcenia, żeby walczyć w pomocy. Jeśli Argentyńczyk się nie wyrobi, przesunąłbym Lassa do środka, a na bok obrony dałbym Albiola lub Varane'a.

5. Miguel Serrano: Casillas - Coentrão, Pepe, Ramos - Lass, Xabi, Marcelo, Özil - Di María, Benzema i Higuaín.

3-4-3 bez Kaki i Cristiano Szybcy obrońcy, przed nimi Alonso współpracujący z Lassem i Marcelo. Na bokach Benzema i Fideo. Z przodu Higuaín jako czysta "9".

6. Juan Ochoa: Casillas - Lass, Ramos, Varane, Marcelo - Di María, Pepe, Xabi, Cristiano - Benzema i Higuaín.

Pepe w pomocy "Formuła Pepego" była kluczowa w finale Pucharu Króla. Portugalczyk podwoił wydajność defensywy i zastraszył rywala. Varane pokryłby jego pozycję w obronie. Z przodu Higuaín na szpicy i podłączony Benzema. Na bokach Di María i Cristiano.

7. Juan Carlos Díaz: Casillas - Altıntop, Pepe, Albiol, Coentrão - Di María, Xabi, Lass, Granero - Kaká i Higuaín.

Rotacja podstawowych graczy Mou naciska, że kluczowa jest Liga, więc stosujmy rotację i dajmy niektórym odpocząć. Jeśli zadziała, perfekcyjnie. Jeśli nie, trudno. Zawsze zostanie rewanż.

8. Ulises Sánchez-Flor: Casillas - Lass, Pepe, Ramos, Coentrão - Di María, Xabi, Marcelo - Higuaín, Cristiano i Benzema.

Marcelo z Xabim Marcelo wędruje do środka pola przed Coentrão. Di María uzupełnia tridente w środku. Trójkąt wysokiego pressingu. Z przodu trzech napastników.

9. Hugo Cerezo: Casillas - Carvajal, Pepe, Ramos, Marcelo - Lass, Xabi, Coentrão - Di María, Benzema i Cristiano.

Trzech środkowych pomocników Trójka graczy w drugiej linii to klucz do zatrzymania Barcelony. Bez Khediry to Coentrão gwarantuje bieganie, pressing, walkę i wejście do ataku. Na prawej obronie Carvajal. Żaden eksperyment, to pewny wychowanek.

10. Luis Calderón: Casillas - Pepe, Ramos, Coentrão - Di María, Xabi, Lass, Marcelo, Özil - Cristiano i Benzema.

Zagęścić środek Barcelona nie ma wielu ludzi z przodu, przechodzi wieloma zawodnikami do ataku. Dlatego w obronie trójka stoperów i dwóch pełnych skrzydłowych, którzy uzupełniają pomoc złożoną z piątki piłkarzy. Z przodu szybkość i siła ataku w postaci Cristiano i Benzemy.

Moje spostrzeżenia są nieco kontrowersyjne, ale nie boję się ich przedstawić. Największym złem, jakie Mourinho może zrobić (i zapewne zrobi) zespołowi z Madrytu jest wystawienie w pierwszym składzie Cristiano Ronaldo. Portugalczyk jest w 2012 roku cieniem samego siebie. Wydaje się, że męczy go gra od pierwszej do ostatniej minuty w każdym spotkaniu. Kompletnie nie wychodzą mu rzuty wolne, a z jego rajdami skrzydłem bez problemu radzili sobie nawet obrońcy Granady. Szkoda, że nie dostał wolnego w którymś z poprzednich spotkań. Wtedy szansa na jego dobrą grę dzisiaj byłaby dużo większa.

Kolejnym piłkarzem, który gra dużo słabiej, niż go na to stać, jest Marcelo (zdjęcie poniżej, źródło: goal.com). O postawie Brazylijczyka w grze defensywnej mam bardzo złe zdanie od dawna, ale co gorsza lewy obrońca ekipy Mourinho w ostatnich tygodniach gra słabo również w ofensywie, a to w przeszłości raczej mu się nie zdarzało.
Moje warianty składu:

1. Optymalny: Casillas - Lass, Ramos, Pepe, Coentrao - Xabi Alonso, Oezil, Marcelo - Callejon, Higuain, Benzema.

Z jednej strony chciałbym oglądać Pepe w środkowej linii, bo pamiętam, jak perfekcyjnie wyłączył z gry Xaviego w spotkaniu finału Copa del Rey. Z drugiej wiem, że mniejszym złem, byłoby wystawienie reprezentanta Portugalii w obronie, której jest naturalnym liderem, a na boku postawienie na pewniejszego w defensywie Coentrao. Wtedy w drugiej linii mógłby poszaleć Marcelo. Oglądanie fatalnie ustawiającego się przy atakach przeciwnika Brazylijczyka na lewej obronie to największy horror, jaki dziś mógłby zafundować mi Mourinho. Cristiano Ronaldo mógłby pojawić się na boisku ok. 60 minuty, by wykorzystując zmęczenie rywala dobić Barcelonę lub odwrócić niekorzystny rezultat.

2. Optymistyczny: Casillas - Lass, Ramos, Varane, Coentrao - Pepe, Xabi Alonso, Oezil - Di Maria, Higuain, Benzema.

Znów bez Cristiano, tym razem w ogóle bez Marcelo. Największą niewiadomą byłaby postawa Varane. Młody Francuz pokazał już w tym sezonie, że talent ma nieprzeciętny. Barcelona może jednak boleśnie sprowadzić go na ziemię. W linii ataku, na prawym skrzydle mógłby wykazać się Angel Di Maria. Argentyńczyk wygrywał z łatwością pojedynki biegowe z piłkarzami Barcelony już w pierwszym ligowym spotkaniu. Wtedy brakowało mu szczęścia. Dziś Bernabeu liczy na niego jeszcze bardziej zdecydowanie.

Skład Realu wg Marki (źródło: realmadrid.pl): Casillas - Coentrao, Ramos, Pepe, Marcelo - Lass, Xabi Alonso, Kaka - Callejon, Higuain, Cristiano.

Skład Realu wg Sportu (źródło: fcbarca.com): Casillas - Lass, Albiol, Ramos, Marcelo - Pepe, Xabi Alonso, Coentrao - Oezil, Benzema, Cristiano.

wtorek, 10 stycznia 2012

Partizan 5.0?

Partizan szkoli dla Europy

W T-Mobile Ekstraklasie i Lidze Europy (sic!) furorę robi ostatnio były gracz Partizana, Miroslav Radović (49 ligowych występów i 8 goli w czarno-białych barwach). W lidze polskiej grają także byli piłkarze tej drużyny Aleksandar Vuković w Koronie, Ivica Iliev i Marko Jovanović w Wiśle. Piłkarska frakcja Grobari w naszym kraju jest dość pokaźna. O czym to świadczy? O masowym eksporcie graczy z ekipy aktualnego mistrza Serbii. Mimo sprzedaży większości piłkarzy podstawowego składu w ostatnich latach, Partizan zdołał cztery razy z rzędu sięgnąć po tytuł mistrzowski w Serbii, w tym trzy razy po podwójną koronę. Statystyki te świadczą o dobrej robocie ludzi zatrudnionych przy szkółce piłkarskiej i skautingu.

Już na półmetku sezonu kibice Partizana mogą powoli szykować się do świętowania kolejnego tytułu. Ekipa z ulicy Humskiej zdecydowanie prowadzi w lidze (10 punktów przewagi), a najgroźniejszy z kontrkandydatów do tytułu, odwieczny rywal z sąsiedniej ulicy, Crvena Zvezda, otwarcie zapowiada przebudowę drużyny, czyli niejako spisuje na straty trwający sezon. Skauci zachodnich ekip od długiego czasu nękają włodarzy Partizana ofertami za najzdolniejszych piłkarzy z obecnej drużyny. Belgradzcy działacze wiedzą jak robić interesy, więc nie podpalają się jeszcze. W ostatnich latach z Partizana za całkiem przyzwoite pieniądze odchodzili tacy piłkarze jak Cleo (obecnie w Guangzhou) Adem Ljajić, Stevan Jovetić (obaj Fiorentina), Zoran Tošić (CSKA Moskwa), Stefan Savić (Manchester City) czy Radosav Petrović (Blackburn Rovers). Przytaczałem już kilka razy przykład Matii Nastasicia, który odszedł za 2 miliony euro do Fiorentiny nie mając na koncie ani jednego ligowego meczu w pierwszej ekipie Partizana. Eksplozja talentów w szkółce Partizana, która rozpoczęła się kilka lat temu i trwa nadal może doprowadzić do zmiany układu sił w serbskiej piłce na poziomie reprezentacyjnym. Obecnie największe gwiazdy, najbardziej znane nazwiska, to piłkarze raczej związani z Crveną Zvezdą. W klubie z Marakany grali w końcu i Dejan Stanković i Nemanja Vidić (ten ostatnio z reprezentacji zrezygnował). Oprócz nich biało-czerwoną koszulkę ubierali w przeszłości Marko Pantelić, Nikola Žigić czy Nenad Milijaš. Partizan w kadrze to raczej melodia przyszłości. Na razie głównie pod znakiem Zorana Tošicia i Miralema Sulejmaniego, choć ten ostatni regularnych powołań wcale nie otrzymuje. Danko Lazović, były napastnik Partizana z kadry ostatnio zrezygnował.

Zakulisowe gierki

Co ciekawe dobra gra Partizana ma arcyciekawe tło w postaci rozgrywek wśród działaczy. Konflikty na najwyższym szczeblu skończyły się zwolnieniem byłego zawodnika Partizana, Mladena Krstajicia, który ostatnio pełnił funkcję dyrektora sportowego klubu. Prezes Dragan Đurić ma przeciwko sobie dużą część kibiców, która wspierała w sporze Krstajicia. Były piłkarz Schalke we wspaniałomyślnym geście odmówił przyjęcia niemałych pieniędzy w ramach odszkodowania za zerwanie obowiązującego kontraktu. Ponoć pracował z miłości do klubów. Jeśli nawet nie, to przynajmniej wiedział, co najbardziej kochają fani. Wszystko rozgrywa się na łamach mediów, doszło nawet do sytuacji, że Krstajić, który nie otrzymał oficjalnego wypowiedzenia umowy stawił się do pracy w tym samym czasie, co jego świeżo nominowany następca!

Zamieszanie z dyrektorem to nie koniec szopek wśród działaczy. Długo trwało też zamieszanie wokół trenera Aleksandara Stanojevicia. Szkoleniowiec w końcu został że w klubie, długo uspokajano medialny szum, wokół jego osoby. Prorokowanie zwolnienia ojca awansu Partizana do Ligi Mistrzów w ubiegłym sezonie nie było kaczką dziennikarską. Nieoczekiwanie Stanojević został na lodzie, a na jego następcę namaszczono nie byle kogo, bo Avrama Granta. Zdobyciu mistrzostwa to raczej nie przeszkodzi, pytanie, jak rzeczywiście traktowany był przez szefostwo Stanojević? Jakie były prawdziwe powody, dla których go zwolniono? Bo zarzucanie mu słabych wyników w europejskich pucharach, przy jednoczesnym regularnym rozsprzedawaniem drużyn jest kompletnym nonsensem.

W drużynie obecnego lidera Jelen Superligi nie brakuje zawodników z ogromnym potencjałem. Trzon ekipy stanowią doświadczeni Saša Ilić, Zvonimir Vukić i Vladimir Stojković. Obok starszych kolegów błyszczy były piłkarz Feyenoordu, Stefan Babović (na zdjęciu poniżej, źródło: voetbalplus.nl). Babović, uniwersalny ofensywny pomocnik mógłby być idealnym wzmocnieniem dla drużyn polskiej czołówki ligowej. Talentem daleko wybiega poza poziom naszej ekstraklasy. Nie udało mu się do końca w Eredivisie, gdzie wsławił się czerwoną kartką w Klasyku przeciwko Ajaksowi. Skautom Lecha, Wisły czy Legii można go polecać w ciemno.

Niebieski Marković?

Faworytem do spektakularnego transferu wśród piłkarzy obecnej drużyny jest jednak Lazar Marković (na górnym zdjęciu, żródło: nadlanu.com). Napastnik, który dopiero w marcu osiągnie pełnoletność to wielkie odkrycie tego sezonu nie tylko w Serbii, ale na skalę całego kontynentu. Charakterystyką gry wydaje się pasować jak ulał do Arsenalu, może nawet i do Barcelony, ale faworytem do jego pozyskania jest londyńska Chelsea.

Marković zajmował już stanowisko w sprawie transferu. Młodzian jest gotowy wyjechać, a Partizan może nie być w stanie długo opierać się kilkunastomilionowej ofercie, która zapewniłaby zysk pokrywający w zasadzie roczny budżet klubu. Pytanie, czy Marković powtórzyłby raczej losy Sulejmaniego, czy Joveticia? Obaj odchodzili w młodym wieku, obaj do dzisiaj mają głośne nazwiska. Sulejmani ciągle zmaga się jednak z łatką kilkunastomilionowego transferu (ale nie z Partizana, Sulejmani najpierw przeszedł do SC Heerenveen), Jovetić jest sercem i płucami Fiorentiny i reprezentacji Czarnogóry. A może Marković podąży tropem Tošicia, który po transferze do wielkiego Manchesteru United wkomponował się nieźle w regularnie grający w Lidze Mistrzów moskiewski CSKA?

niedziela, 8 stycznia 2012

Wywiad z Michałem Janotą

Jeszcze w starym roku, po otrzymaniu nowych obowiązków na wortalu iGol.pl, zabrałem się z wielkim zapałem za przypominanie polskim internautom o istnieniu polskich piłkarzy na holenderskich boiskach. Na pierwszy ogień poszedł Michał Janota, niegdyś piłkarz Feyenoordu, Excelsiora, teraz grający w drugoligowym Go Ahead Eagles. Bardzo miły, skromny chłopak, któremu życzę powodzenia i gry w dużo lepszym klubie, niż ten z Deventer.

Wywiad pierwotnie ukazał się na wortalu iGol.pl

Janota: Rozważam powrót do Polski

Michał Janota, polski piłkarz występujący na co dzień na zapleczu Eredivisie, w rozmowie z iGolem zapowiada, że jest gotowy udowodnić swoją wartość osobom wątpiącym w jego talent.

Może na początek powiedz, jak czujesz się po pięciu latach spędzonych poza krajem? Czy jesteś już w pełni zaaklimatyzowany w Holandii?

Czuję się w Holandii bardzo dobrze. Pięć lat to kawał czasu, jak by nie patrzeć. Trochę czasu już minęło, ale powiedzmy, że już się zaaklimatyzowałem.

Czy Twoja drużyna ma jeszcze szansę na walkę o awans? Jak na razie spisujecie się chyba poniżej oczekiwań?

No dokładnie, nie idzie nam i nie ma powodu tego ukrywać. Nie mamy stabilnej formy. Jeden mecz gramy bardzo dobrze, a drugi bardzo słabo. To jest niedobra cecha naszej drużyny, bo powinniśmy grać co najmniej pięć dobrych spotkań pod rząd, żeby było ok. Jest jak jest, nie idzie nam zbyt dobrze, ale myślę, że mamy jeszcze szanse na awans, bo w Jupiler League liczą się play-offy. Awansuje tylko drużyna z pierwszego miejsca, kolejne osiem gra w barażach. Szanse są jak najbardziej jeszcze w naszym zasięgu.

Jak opisałbyś rozgrywki Eerste Divisie naszym czytelnikom? Jaki jest poziom drużyn walczących na zapleczu Eredivisie?

Powiem szczerze, że są drużyny, które prezentują naprawdę słaby poziom, ale są też drużyny, które mają co pokazać. Są w tej lidze zawodnicy, którzy prezentują wysokie umiejętności. Może nie jest to super poziom, ale na pewno nie jest też słaby. Jest 5-6 drużyn, które grają dobrą piłkę, w Pucharze Holandii robią wielkie niespodzianki. Tak jak my, kiedy pokonaliśmy Feyenoord.

Jak Ci się grało przeciwko byłemu pracodawcy? Jak ocenisz czas spędzony w Feyenoordzie Rotterdam? Co dał Ci pobyt w portowym mieście?

Czas spędzony w Feyenoordzie na pewno był dla mnie pozytywny. Bardzo dużo się tam nauczyłem i tego na pewno nigdy nie zapomnę. Grać przeciwko Feyenoordowi to coś pięknego. Powiem szczerze, że nie wyszedł mi akurat ten mecz, bo wszedłem na 30 minut w momencie, kiedy już broniliśmy wyniku. Byłem bardzo zestresowany, nie mogłem pokazać swoich wszystkich umiejętności. Na pewno łatwo nie było, nogi robią się ciężkie ze stresu, trudna jest gra przeciwko byłym kolegom. Wygraliśmy, więc byłem bardzo szczęśliwy.

Twój były kolega klubowy z innego holenderskiego klubu Excelsioru, Daan Bovenberg, strzelił w weekend bramkę w meczu z Ajaksem. Co powiedziałbyś o piłkarzu Utrechtu?

To jest na pewno bardzo mądry, poukładany chłopak, uczył się na uniwersytecie. Zdaje się, że niedawno zrezygnował ze studiów. Zanim przeszedł do Utrechtu powiedział mi, że ma zamiar rzucić piłkę i wyjechać uczyć się do Kanady. Jednak chyba Utrecht zdołał go przekonać, jak na razie dobrze na tym wyszedł. Gra regularnie, zarabia bardzo dobre pieniądze, a ostatnio zdobył jeszcze bramkę w meczu z Ajaksem. Na pewno ma spory talent.

Trener u którego grałeś, Gertjan Verbeek, prowadzi w tym momencie lidera ligi holenderskiej. Czy uważasz, że stać go na wywalczenie z AZ trzeciego mistrzostwa w historii klubu?

Jak najbardziej, bo śledzę rozgrywki ligi holenderskiej i widzę, że AZ gra bardzo dobrą piłkę, nie pokazuje, że jest słabszy od Ajaksu, PSV czy Twente. Nie bez powodu jest na pierwszym miejscu, w tym momencie graj chyba najlepszą piłkę. Gertjan Verbeek jest bardzo dobrym trenerem, super mi się z nim pracowało. Szkoda tylko, że wtedy w Feyenoordzie mu nie wyszło, bo zadziałało to również na moją niekorzyść. Ma na pewno duże szanse na to, żeby zdobyć z AZ mistrzostwo.

A co z Ajaksem? Klub z Amsterdamu będzie miał spore kłopoty z obroną tytułu…

Ajax, wiadomo, znany na całym świecie wielki klub, który słynie z tego, że stawia na młodzież, chociaż tu w Holandii robi się to prawie wszędzie. Młodzież ratuje ten Ajax, klub robi na niej świetny interes. Ściąga talenty z całego świata, ma dzięki temu świetny zespół, czy to pierwszy, czy rezerwowy. To, że klub z Amsterdamu jest w nieco słabszej formie, nie oznacza, że nie walczy już o mistrzostwo. Myślę, że jeszcze będzie grać lepiej.

A nie wydaje Ci się, że wspomniana młodzież Ajaksu jest jednak słabsza niż to bywało w poprzednich latach? Śledząc grę holenderskiej młodzieżówki, można to zauważyć. W ostatnich spotkaniach Jong Oranje nie było żadnego piłkarza Ajaksu.

Ajax ma sporo utalentowanych piłkarzy z całego świata, ale młodzi Holendrzy również są mocni. Ostatnio grałem dwa spotkania z drugą drużyną Ajaksu, więc wiem, jaki poziom prezentują. Ten zbieg okoliczności, brak piłkarzy z Amsterdamu w ostatnich meczach, nie znaczy, że Ajax nie ma dobrej szkółki. Ale z drugiej strony, tak jak powiedziałeś, poziom zawodników holenderskich trafiających do pierwszej drużyny się obniżył.

Nieco inaczej jest w Feyenoordzie, tam młodzież stanowi o sile drużyny.

Rzeczywiście, Ajax i Feyenoord mają odmienne podejście do pracy z młodzieżą. W Rotterdamie jest mniej zdolnych obcokrajowców, w pierwszym składzie gra za to wielu młodych Holendrów, którzy w Polsce pewnie wchodziliby na końcówki spotkań. Regularnie grają oni w holenderskiej młodzieżówce. Koemanowi udało się zestawić naprawdę silny zespół.

W klubie, w którym grasz obecnie, Go Ahead Eagles, karierę rozpoczynał wielki holenderski skrzydłowy, Marc Overmars. Miałeś okazję go poznać? Były piłkarz Ajaksu i Barcelony pracuje w końcu w Deventer.

Oczywiście, miałem okazję. Widzę go praktycznie codziennie na treningu. Jest dalej dyrektorem, czasem nawet przebiera się w dres, kiedy brakuje zawodników do gry treningowej.

Jak myślisz, dlaczego tak mało Polaków grywa w Eredivisie? Holenderska piłka jest zbyt wymagająca technicznie? Taktycznie?

I taktycznie, i technicznie. Holendrzy słyną z tego, że szkolą już małe dzieci, początkowo uczą samej gry, rywalizacji w małych zespołach, dopiero od pewnego momentu zaczyna się nauka taktyki. Taktyka jest bardzo ważna w holenderskim futbolu, szkoli się inteligentnych piłkarzy, którzy potrafią biegać po boisku, którzy wiedzą, co zrobić z piłką, kiedy już mają ją przy nodze.

Z drugiej strony do Polski napływają Holendrzy. Koen van der Biezen zdobył zwycięską bramkę w derbach Krakowa.

To jest akurat mój były kolega z drużyny, utrzymuję z nim kontakt. To na pewno nie jest rewelacyjny piłkarz. Nie chcę go bronić, ani atakować, ale jest to piłkarz, który rzemiosła uczył się w Holandii. Mówiłem mu, że w Polsce będzie musiał grać bardziej siłowo niż technicznie. W Go Ahead Eagles graliśmy do niego większość piłek w ataku, a on rozgrywał je do pomocników. W Cracovii widać różnicę, nie jest jeszcze dobrze zgrany z drużyną. Potrzebuje jeszcze czasu.

A jak wytłumaczyć transfery młodych zdolnych piłkarzy? Saidi Ntibazonkiza i Joel Tshibamba wywołali spore zaskoczenie, decydując się na przyjazd do Polski.

Z tego, co mówiło się w Holandii, Tshibamba sprawiał kłopoty, dużo imprezował i się go pozbyto. Natomiast Ntibazonkiza nie dogadał się finansowo z NEC. Nie spełnili jego wymagań i postanowił wyjechać do Polski. To nie jest zły piłkarz, wyróżniał się w NEC, wyróżnia się też w Cracovii.

Nie uważasz, że ci piłkarze robią krok w tył, wyjeżdżając do Polski w tak młodym wieku?

Myślę, że nie. To zależy od zawodnika, jak będzie się czuł w danej drużynie, w danej lidze. Nie musi się zatrzymywać, bo zawsze może wrócić do tego teoretycznie lepszego zespołu. W Holandii jest wielka konkurencja i kluby na pewno nie będą płakać po jednym zawodniku. Podjęli decyzje o odejściu, trzeba ich pytać o powody. Na pewno w jakimś stopniu się zatrzymają, ale czasem można zrobić dwa kroki w tył, a potem jeden duży do przodu.

Widzisz siebie w roli zawodnika, który zamienia Holandię na któryś z polskich klubów?

Szczerze mówiąc, poważnie biorę to pod uwagę. Chciałbym się sprawdzić w lidze polskiej i udowodnić tym, którzy wątpią w moje umiejętności, że potrafię grać w piłkę. Może dlatego, że gram w małym klubie. Nie zwracam uwagi na pieniądze, chciałem zainwestować w swój rozwój, po przygodzie z Excelsiorem chciałem zostać w Holandii. Ale biorę pod uwagę powrót do Polski, nawet na pół roku, tylko po to, żeby się sprawdzić.

środa, 4 stycznia 2012

Eredivisie 2011 – podsumowania czas zacząć


Miałem rozruszać bloga, więc chyba najwyższy czas, na dotrzymanie słowa. Z racji niedoboru snu w ostatnich dniach będę posiłkował się wcześniej stworzonymi tekstami. W końcu są bardzo "styczniowe" w swojej wymowie.

Rywalizacja w Eredivisie stała na wysokim poziomie głównie za sprawą sensacyjnego lidera, AZ. Piłkarze z Alkmaar, wiedzeni przez Gertjana Verbeeka, nie tylko zdobyli najwięcej punktów w rundzie jesiennej, ale również prezentowali najciekawszą grę. Na początek podsumuję to, co miało wielki wpływ na losy rywalizacji - transfery. Zarówno te udane, jak i te trochę mniej.

Teksty pierwotnie ukazały się na wortalu igol.pl.

Top 10 transferów Eredivisie


Holenderska Eredivisie słynie raczej z eksportu piłkarzy na masową skalę, niż werbowania graczy o wielkich nazwiskach. Do najwyższej klasy rozgrywkowej migruje regularnie najbardziej uzdolniona grupa młodzieży w kraju, chociaż nie brakuje też transferów międzynarodowych.

Transfery, jakie przeprowadzają holenderskie kluby powinny być wzorem dla polskich drużyn. Zero przypadkowości, niskie kwoty, bardzo wysokie prawdopodobieństwo, że zawodnik z miejsca wkomponuje się w zespół. Składy się zmieniają, młodzi zawodnicy i solidni rzemieślnicy, których zawsze brakuje wędrują z Eerste Divisie o szczebel w górę. W przeciwnym kierunku wybierają się zazwyczaj zgrani, doświadczeni kopacze. Przy nich ogrywa się młodzież.


10. Senharib Malki, KSC Lokeren – Roda JC, wolny transfer

16 meczów ligowych, dziewięć bramek, zero asyst

Być może łatwiej jest wyróżniać się w średnim zespole, jakim bez wątpienia jest Roda JC. Na pewno trudniejszą sztuką jest sprawienie, by taka drużyna regularnie zbierała punkty, zwłaszcza przy sporych przedsezonowych osłabieniach. Kluczem do sukcesu Rody był w rundzie jesiennej pozyskany latem Syryjczyk. Malki zdobył dziewięć bramek w lidze i zwrócił na siebie uwagę działaczy największych holenderskich klubów. Być może runda wiosenna będzie jego ostatnią w barwach „Górników”.


9. Derk Boerrigter, RKC Waalwijk – Ajax Amsterdam, kwota nieujawniona

13 meczów ligowych, cztery bramki, cztery asysty

Georiginio Wijnaldum znalazł formę po nieudanym początku (fot. goal.com)Transfer Boerrigtera wydawał się na początku po prostu uzupełnieniem kadry, wzmocnieniem ławki Ajaksu. Nieoczekiwanie powracający na stare śmieci skrzydłowy wywalczył sobie pewne miejsce w podstawowej jedenastce mistrza Holandii. Co więcej, znalazł się w kadrze Berta van Marwijka i tylko kontuzja uniemożliwiła mu debiut w drużynie narodowej. Jeżeli wróci do formy sprzed urazu, to może być wielkim wzmocnieniem Ajaksu.

8. Georginio Wijnaldum, Feyenoord Rotterdam – PSV Eindhoven, 4,5 mln euro

17 meczów ligowych, sześć goli, pięć asyst

Szczerze mówiąc, patrząc na pierwsze mecze Wijnalduma w barwach PSV, można było pomyśleć, że ten transfer nie wypali. Zawodnik grał bardzo słabo, marnował mnóstwo sytuacji, był cieniem siebie, ale trener Rutten konsekwentnie na niego stawiał. Potężna ofensywa PSV, którą na początku ratowała kosmiczna forma Driesa Mertensa, wreszcie zaczęła funkcjonować. Między innymi dzięki byłemu piłkarzowi Feyenoordu PSV gra dzisiaj, obok AZ, najbardziej atrakcyjną piłkę w Eredivisie.

7. David Texeira, Danubio – FC Groningen, 1,5 mln euro

13 meczów ligowych, siedem bramek, jedna asysta

Działacze Groningen zawsze mieli nosa do sprowadzania utalentowanych zawodników. Po takich piłkarzach jak Suarez czy Matavż kolejnym nabytkiem, na którym klub może w przyszłości zbić fortunę, jest David Texeira. Krępy napastnik z Urugwaju z marszu dopasował się do taktyki zespołu Pietera Huistry. Imponuje walecznością i grą tyłem do bramki przeciwnika. Jest na dobrej drodze, by osiągnąć w Groningen pozycję porównywalną do Matavża.

6. Geoffrey Castillion, Ajax Amsterdam – RKC Waalwijk, wypożyczenie z opcją transferu

16 meczów ligowych, cztery bramki, jedna asysta

David Texeira był dla holenderskim kibiców wielką niewiadomą (fot. soccernews.nl)Kolejny młodzian ze szkółki Ajaksu odnajduje się w szarej rzeczywistości klubu walczącego o być albo nie być w Eredivisie. Przed startem sezonu wątpiono, czy niemający doświadczenia w seniorskich rozgrywkach Castillion podoła zadaniu. RKC kompletnie przemeblowało formację ofensywną, ale okazało się, że nie ma większej różnicy, czy w napadzie biega Boerrigter czy nieopierzony wychowanek Ajaksu.

5. John Guidetti, Manchester City – Feyenoord Rotterdam, wypożyczenie

12 meczów ligowych, 11 goli, trzy asysty

Feyenoord jest w tym sezonie doskonałym przykładem drużyny zbudowanej bez wielkich pieniędzy. Za takiego piłkarza jak wypożyczony z Manchesteru City John Guidetti działacze klubu z Rotterdamu będą już chyba skłonni sięgnąć głębiej do kieszeni. Kiedy Szwed pojawił się w Rotterdamie, mnożyły się porównania jego osoby do Zlatana Ibrahimovicia. Już teraz można stwierdzić, że holenderski etap kariery jest lepszy w wykonaniu młodszego ze Skandynawów. Feyenoord chciał nowego Luca Castaignosa, ma nowego Robina van Persiego.

4. Kevin Strootman, FC Utrecht – PSV Eindhoven, 4,5 mln euro

15 meczów ligowych, dwa gole, pięć asyst

Młodzian, który często zmienia kluby, może śmiało kandydować do miana następcy Marka van Bommela. Po przejściu z Utrechtu do PSV jego harmonijny rozwój nie zatrzymał się ani na chwilę. Strootman stał się mózgiem drużyny Freda Ruttena, od pierwszej kolejki wywalczając sobie pewne miejsce w podstawowej jedenastce. Takich zawodników kibice po prostu kochają. Kandydat na gwiazdę przyszłorocznych mistrzostw Europy.

3. Roy Beerens, SC Heerenveen – AZ, 1,6 mln euro

14 meczów ligowych, dwa gole, dwie asysty

Proszę państwa, oto król! (fot. psvultras.nl)Odejście Beerensa z SC Heerenveen było kwestią czasu. Klasyczny, przywiązany do linii skrzydłowy dość łatwo wpasował się w schemat taktyczny preferowany przez AZ. Teraz Beerens gra dużo bardziej ofensywnie niż u Rona Jansa, a to przekłada się na lepszą, stabilniejszą formę 24-letniego piłkarza ocierającego się o kadrę Oranje.

2. Daan Bovenberg, Excelsior Rotterdam – FC Utrecht, kwota nieujawniona

14 meczów ligowych, trzy bramki, zero asyst

Dzięki transferowi do Utrechtu eksplodował talent Daana Bovenberga. Boczny obrońca w porę opuścił tonący statek o nazwie Excelsior Rotterdam i dzięki fenomenalnym występom dał sporo szczęścia kibicom skazywanego na walkę o utrzymanie Utrechtu. Oprócz solidnej gry w defensywie, Boveberg wyróżnia się też w ataku. Kibice na pewno długo będą pamiętać o jego trafieniu w meczu przeciwko Ajaksowi. Kto wie, może właśnie Bovenberg powędruje na Arenę, by zastapić van der Wiela.

1. Dries Mertens, FC Utrecht – PSV Eindhoven, 8,5 mln euro

17 meczów ligowych, 13 goli, 11 asyst

Zwycięzcą tego zestawienia mógł być tylko młody Belg. Mertens był długo rozchwytywany przez przedstawicieli czołowych holenderskich ekip za obiecujące występy w barwach Utrechtu. Wyścig po Belga wygrało PSV i był to strzał w dziesiątkę. Świetna gra na skrzydle, regularne asysty i grad goli w europejskich pucharach i lidze. Mertens stał się nową gwiazdą Eredivisie. Przechodząc do silniejszej ligi, może zrobić karierę na miarę Robina van Persiego czy Wesleya Sneijdera.

AntyTop 10 transferów Eredivisie

Trudno jest wybrać nieudane transfery w lidze, która regularnie zasila skład juniorami, plan szkoleniowy stoi na wysokim poziomie, a wszystkie drużyny grają tym samym systemem taktycznym. Spektakularnych niewypałów na naszej liście nie ma się co spodziewać.

10. Charlison Benschop, RKC Waalwijk – AZ, 1 mln euro

15 meczów ligowych, dwa gole, zero asyst

Jeżeliby przyjrzeć się karierze Benschopa, to po nazwach zespołów, w których gra, widać, że robi stopniowe postępy. Niestety nie widać tego było na boisku, a liczba spektakularnych pudeł, jakie zaliczył, była tak duża jak w przypadku piłkarza pierwszego składu. Fani AZ muszą modlić się o zdrowie dla Josmera Altidore'a. W wypadku jego kontuzji, z Benschopem w pierwszej linii, gra AZ może nie być taka skuteczna jak obecnie.

9. Khalid Sinouh, FC Utrecht – PSV Eindhoven, wolny transfer

Jeden mecz ligowy, dwie wpuszczone bramki

Paradoksalnie główną przyczyną umieszczenia Marokańczyka w tym zestawieniu jest… kontuzja Przemysława Tytonia. To uraz Polaka sprawił, że zrewidowana została pozycja Sinouha w hierarchii golkiperów PSV. Mimo że w spotkaniach z Polakiem między słupkami na ławce rezerwowych zasiadał właśnie Marokańczyk, to po jego kontuzji pierwszym bramkarzem został Andreas Isaksson.

8. Guyon Fernandez, Excelsior – Feyenoord, wolny transfer

Dziewięć meczów ligowych, trzy bramki, jedna asysta

Jeżeli ktokolwiek liczył, że przeciętnie grający w Excelsiorze Fernandez stanie się liderem linii ataku Feyenoordu, to był niepoprawnym optymistą. Był moment, w którym środkowy napastnik Feyenoordu grał nieco lepiej, ale dobre wrażenie szybko zatarło jedno brutalne zagranie, które skończyło się wykluczeniem na kilka spotkań. Roszada Castaignos – Fernandez była zmianą na gorsze.

7. Ulises Davila, Chelsea – Vitesse, wypożyczenie

Dwa mecze ligowe, zero goli, zero asyst

Kolejny transferowy hałas szybko wyciszony przeciętną grą zawodnika. Piłkarz sprowadzony do Vitesse dzięki koneksjom Meraba Jordanii i Romana Abramowicza miał stać się zbawcą klubu z Arnhem. Jak na razie na to się nie zanosi. Vitesse nie udał się manewr z wypożyczeniem Meksykanina, tak jak w zeszłym roku z Ismaelem Aissatim.

6. Santi Kolk, Union Berlin – NAC, wypożyczenie

14 meczów ligowych, jedna bramka, zero asyst

Kolk miał kiedyś być gwiazdą Eredivisie. Skończyło się na planach i rozmienianiu talentu na drobne na zapleczu Bundesligi. Holenderski Turek wrócił do Eredivisie, ale dalej nie może udowodnić, że warto na niego postawić. Kolk grywa w pierwszym składzie zazwyczaj wtedy, gdy z rywalizacji wypadają jego kontuzjowani koledzy z zespołu.

5. Uche Nwofor, Enugu Rangers – VVV-Venlo, kwota nieujawniona

11 meczów ligowych, dwa gole, zero asyst

Polacy mieli brazylijską Pogoń, Holendrzy mają w tym sezonie nigeryjskie Venlo. Niestety dla fanów kopciuszka Eredivisie nie wszystkie transfery wypadają równie dobrze jak ten Ahmeda Musy. 20-letni środkowy napastnik, Uche Nwofor, ma spore problemy z odnalezieniem się w holenderskich realiach. Na razie jest skazany na ławkę rezerwowych. Ale tam kibice chętniej niż opłacanego hojnie Nigeryjczyka zobaczyliby jednego z wychowanków klubu.

4. Nenad Srećković, Crvena Zvezda – De Graafschap, kwota nieujawniona

12 meczów ligowych, zero goli, dwie asysty

Po transferze 23-letniego Serba spodziewano się wiele nie tylko w Doetinchem, ale również w ojczyźnie piłkarza. Jak wiadomo, Serbowie za granicą radzą sobie bardzo dobrze, więc od Srećkovicia żądano bramek pomocnych w utrzymaniu w Eredivisie. Goli nie było w ogóle, udało się zaliczyć tylko dwie asysty. Takich napastników w Doetinchem nie trzeba. Ciekawe, co na to terminujący w juniorskiej ekipie de Graafschap Piotr Parzyszek?

3. Genero Zeefuik, PSV Eindhoven – NEC, wypożyczenie

11 meczów ligowych, zero bramek, jedna asysta

W tym transferze kibice NEC mogli pokładać spore nadzieje. Wyróżniający się piłkarz holenderskiej młodzieżówki trafił do Nijmegen, by się ogrywać i udowodnić działaczom PSV, że będzie w stanie podjąć rywalizację z takimi piłkarzami jak Tim Matav czy Jeremain Lens. Nie było strzału w dziesiątkę. NEC zdobywał punkty, ale raczej mała w tym zasługa Zeefuika, który ciągle czeka na premierowe trafienie w barwach drużyny z Nijmegen.

2. Leroy Fer, FC Twente – Feyenoord, 5,5 mln euro

13 meczów, cztery gole, jedna asysta

Transfer Leroya Fera był sporym ciosem w plecy dla kibiców Feyenoordu. Zawodnik został natychmiast znienawidzony po wypowiedziach, z których wynikało, że tym, co dla niego liczy się najbardziej, są pieniądze. W Twente zarabia ich więcej, ale jego forma boiskowa nie jest za wysoka. Fer ma spore zadatki na bycie wielkim zawodnikiem, ale swoim aroganckim zachowaniem może spowodować, że przestanie być mile widziany również w Enschede.


1. Dmitrij Bułykin, RSC Anderlecht – Ajax, wolny transfer

Dziewięć meczów ligowych, cztery bramki, jedna asysta


Trudno było wybrać piłkarza, który najbardziej zawiódł oczekiwania po zmianie klubu. Dużo łatwiej byłoby, gdyby można wybierać spośród piłkarzy, którzy opuścili Eredivisie. Za kandydaturą Bułykina przemawia jednak sporo argumentów. Gołym okiem widać, że Rosjanin ma kłopoty z nadwagą. Ajax wygrał tylko jedno ligowe spotkanie z Bułykinem na boisku. Jeżeli tak ma wyglądać następca Luisa Suareza, to lepiej zastanowić się nad wyciągnięciem z rezerw Mounira El Hamdaouiego. Ale na to nie pozwoli raczej duma Franka de Boera.


Pierwszy wniosek, jaki nasunął mi się po opublikowaniu obu zestawień, to fakt nieznajomosci realiów ligi holenderskiej wsród kibiców piłkarskich w Polsce. Opiniami nie mam zamiaru się przejmować, bo na mój stan wiedzy o lidze Kraju Tulipanów pracuje na tyle pilnie, by nie wstydzić się własnych poglądów. A że najłatwiej było o komentarze dotyczące Ajaksu, to akurat nic dziwnego.