wtorek, 12 lutego 2013

Archiwum GDS: PSG – Steaua

Rai poprowadził drużynę do zwycięstwa (fot. menly.fr)
Na gorąco po meczu na Estadio Mestalla pomiędzy Valencią a PSG rozpoczynam nowy cykl na GDS. Będę w nim dzielił się emocjami z tego co lubię najbardziej, z oglądania archiwalnych spotkań. Robię to często, mam nadzieję, że wystarczy mi czasu na regularne pisanie. Spodziewajcie się dużo europejskich pucharów, Eredivisie i Primera Divison. Oczywiście głównie lata 90.

PSG miał w moim sercu szczególne miejsce w drugiej połowie lat 90. W tym klubie grał mój pierwszy wielki piłkarski idol, brazylijski wirtuoz, nota bene brat wielkiego Socratesa, Raí. Gracz z numerem 10 w ekipie ze stolicy Francji był tym, na którego zwróciłem uwagę, kiedy zaczynałem na poważnie śledzić piłkę, w czasach kiedy bramki obejrzane w Teleexpressie i wyniki z Telegazety były często jedynymi podstawami do kształtowania piłkarskich preferencji. Zaskakujące jak dobrze można było znać styl gry piłkarza po obejrzanych okazyjnie spotkaniach w Lidze Mistrzów (o ile w niej grał, a TVP raczyła ten mecz pokazać) i lekturze najpierw ostatnich stron gazet, a w wyższej fazie zaawansowania już Przeglądu Sportowego. Moda na Alessandro Del Piero wtedy do mnie nie trafiała. Jakoś podświadomie działała magia Brazylii i to Raí został na krótko przed Raúlem moim futbolowym wzorem.

PSG był solidną marką w europejskim futbolu w latach 90. Dwa razy z rzędu piłkarze z Paryża grali w finale Pucharu Zdobywców Pucharów (najpierw wygrali z Rapidem, rok później ulegli Barcelonie z wielkim Ronaldo). Rai, Leonardo, Loko, Lama a później Maurice, Simone czy Benarbia to były nazwiska z którymi każdy przeciwnik musiał się liczyć. Lata świetności Steauy przypadły na okres wcześniejszy, kiedy Rumuni dwukrotnie grali w finale Pucharu Europy! W 1986 roku wygrali z Barceloną po karnych, trzy lata później zostali rozgromieni przez holenderski Milan. 

Steaua przystępowała do rewanżu na Parc des Princes w komfortowej sytuacji. Wynik pierwszego meczu, którzy Rumuni wygrali 3:2 został zweryfikowany na walkower na korzyść Steauy za grę nieuprawnionego zawodnika. Zaliczka mogłaby wydawać się wystarczająca. I tu właśnie jest fenomen rewanżu przed własną publicznością. Silna drużyna przy fanatycznym dopingu jest w stanie przy odrobinie szczęścia odrobić nawet  trzy bramki straty. Historia zna takie przypadki, choć remontada, jak mawiają Hiszpanie, nie zawsze się udaje. Wystarczy wspomnieć chociażby dwumecz Celtiku z Artmedią w eliminacjach Ligi Mistrzów czy potyczki Saragossy z Realem Madryt w Pucharze Króla sezonu 2005/2006.

Bohaterem spotkania rewanżowego II rundy eliminacji Ligi Mistrzów był Rai. Brazylijczyk rozpoczął strzelanie już w 2. minucie kiedy wykorzystał rzut karny podyktowany za faul na Florianie Maurice'u. 20 minut później Rai wyprzedził przy rzucie rożnym obrońcę i umieścił piłkę głową w bramce rywala. Brazylijczyk skompletował hat-tricka, a bramki dołożyli Maurice i Simone. Steaua była kompletnie bezradna. Gdyby bardziej skuteczny był bardzo aktywny pod bramką Zoltana Ritliego Maurice wynik mógłby być dużo wyższy. Rumuni próbowali uderzać z dystansu, ale dwa razy groźne strzały Iosifa Rotariu wybronił Revault. 

PSG nie zdołał później wyjść z grupy w Lidze Mistrzów. Paryżanie rywalizowali z Bayernem, Beşiktaşem i IFK. Mecz w Monachium, który PSG przegrał 1:5 pokazywała wtedy TVP. Pamiętam, że był to bardzo jednostronne widowisko, w którym goście kompletnie zawiedli, a jedynym piłkarzem, który ciągnął grę PSG był strzelec bramki, Simone. Włoch został wybrany piłkarzem roku w Ligue 1 w 1998 roku. W kolejnym roku reprezentował już AS Monaco.

Ciekawostką jest fakt, że w kadrze meczowej PSG na starcie ze Steauą znalazł się Marko Pantelić. 19-letni wówczas Serb nie przebił się na stałe do składu Paryżan. Po wielu zmianach pracodawcy międzynarodową karierę zaczął robić dopiero w 2005 roku, kiedy trafił do Herthy. W składzie gospodarzy brakowało Bernarda Lamy, który był zawieszony za palenie marihuany. Godny zapamiętania na pewno był Didier Domi. Późniejszy kolega klubowy Michała Żewłakowa z Olympiakosu był wówczas jednym z większych talentów francuskiej piłki. Obok Raía, moim ulubieńcem był jednak Maurice. Zdecydowanie najbardziej lubiłem go z czasów gry w Celcie Vigo, (miałem czas wielkiej fascynacji tą drużyną), choć statystyki z tego okresu miał bardzo przeciętne. Atak PSG właściwie rozsypał się bardzo szybko. Najpierw do Marsylii odszedł Maurice, w międzyczasie z klubem pożegnał się także kłopotliwy Patrice Loko. Później na południe do Księstwa Monako powędrował Simone. Ze zmiennym szczęściem tych zawodników próbowali zastępować tacy piłkarze jak jak Brazylijczyk Christian i Bruno Rodriguez. W 1999 roku w klubie nie było też przede wszystkim Raía (wrócił do Brazylii) i Leonardo (on z kolei odszedł do Milanu jeszcze przed startem sezonu ligowego 1997/1998). Po stronie rumuńskiej nie było wielkich gwiazd, ale nie sposób nie wspomnieć o Laurențiu Roșu, piłkarzu, który później w barwach Numancii trzykrotnie w jednym meczu skaleczył Real Madryt.


PSG – Steaua 5:0 (4:0)

1:0 Raí 2'; 2:0 Raí 22'; 3:0 Simone 32'; 4:0 Maurice 41'; 5:0 Raí 55'.

Wyjściowe składy:

PSG: Revault – Algerino, Roche, Le Guen, Domi,  – Gava, N'Gotty, Raí, Leonardo – Maurice, Simone.

Steaua: Ritli – Reghecampf, Răchită, Csik, Baciu, Miu – Şerban, Rotariu, Militaru, Nagy – Roșu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz